czwartek, 13 lutego 2014

Nie czuć się obok


Dziś już wiem, że projekt to przede wszystkim nauka pokory i cieszenia się małymi sukcesami. To obserwacja jak wiele można uzyskać okazując szacunek młodemu człowiekowi. O udziale w konkursie, potrzebie działania z ludźmi, dzieleniu się swoimi pasjami i pierwszych krokach w byciu animatorem kultury z Martą Dzikowską-Łuczywo rozmawia Łukasz Czapski



---

Łukasz Czapski: Skąd pomysł na działanie dla lokalnej społeczności? Od czego to się w Pani przypadku zaczęło?

Marta Dzikowska-Łuczywo: Pierwsze kilka lat od przeprowadzenia się na Kaszuby z Warszawy, gdzie żyłam bardzo aktywnie, były cudownym okresem. Zachłystywałam się przyrodą, wędrówkami po lesie, kąpielami od późnej wiosny do jesieni w jeziorze, które jest tuż tuż. Oddawałam się nowej pasji tworzenia ogrodu, goszczenia dzieci, ich przyjaciół, naszych przyjaciół i było mi cudownie. A potem zaczął pojawiać się lęk, że chyba żyję trochę obok i że nie do końca mi się to podoba.

Wtedy dowiedziała się Pani o konkursie Seniorzy w akcji? Jak wspomina Pani udział w warsztatach?

M. Dz.-Ł.: Brakowało mi już zapału do kontynuacji moich zajęć z "poprzedniego życia", a nowe pomysły były dosyć mgliste. Jedyne czego byłam pewna to to, że moja ewentualna działalność powinna bazować na tym, na czym się znam i co mnie interesuje, czyli podróże, sztuka etniczna, kolory, smaki i dźwięki różnych kultur, działania plastyczne z dziedziny sztuki użytkowej i projektowania wnętrz. Czasem rozmawiałam o tym z moimi córkami. I to właśnie jednej z nich - Julii - zawdzięczam pomysł  wzięcia udziału w konkursie Towarzystwa "ę ". Mój projekt był propozycją swego rodzaju wędrówki po kulturach świata w towarzystwie dzieci z tutejszego Domu Dziecka i seniorów. Namówiłam  szefa Bytowskiego Centrum Kultury do partnerowania i udało się.

Co Panią najbardziej zaskoczyło w trakcie realizacji Pani pierwszego projektu w ramach Seniorów w akcji?

M. Dz.-Ł.: Oczywiście przystępując do realizacji projektu "teatr mój widziałam ogromny". Byłam nowicjuszem i wydawało mi się, że wszyscy uczestnicy będą zaangażowani w działania prawie tak mocno jak ja. Nie oczekiwałam tego od młodzieży będącej po pierwsze w tzw. trudnym wieku gimnazjalnym a poza tym znajdującej się w trudnej sytuacji życiowej. Liczyłam jednak, że seniorzy rzucą się z zapałem w wir działań. Tymczasem rzeczywistość trochę mnie zaskoczyła. Początki były trudne. Z jednej strony młodzież - nieufna, z małym poczuciem własnej wartości dosyć agresywna wobec siebie nawzajem. Z drugiej - poza trzema  czy czterema wyjątkami, pełna oczekiwań postawa seniorów. Momentami byłam bliska załamania. Gdyby nie warsztaty w Warszawie, na których mogłam po pierwsze posłuchać tzw. mądrych rad udzielanych przez fachowców, a po drugie spotkać się z ludźmi,  którzy część tego co doświadczałam już przerabiali i mogli mnie życzliwie wesprzeć i pocieszyć, nie wiem czy podołałabym wyzwaniu. Określenie "wyzwanie " może brzmieć śmiesznie, ale naprawdę momentami było to dla mnie wyzwanie.

Co było najtrudniejsze?

M. Dz.-Ł.: Nie potrafię określić co było najtrudniejsze. Trudne było zapanować nad współczuciem, bo współczucie niewiele w tej sytuacji załatwiało. Trudno było przekonać niewierzących we własne umiejętności młodych ludzi, że potrafią więcej niż im się wydaje i że warto próbować. Trudno było nie odczuwać żalu do niektórych  dorosłych, że nie czują potrzeby pomocy innym. Trudno było pogodzić się z tym, że między tym co chcemy osiągnąć a tym co osiągamy może istnieć duża różnica, bo dzieli je rzeczywistość. W dużym stopniu była to dla mnie nauka pokory.

Czy zrobiłaby Pani teraz coś inaczej?

M. Dz.-Ł.: Nie wiem. Mam wrażenie, że zrobiłam to najlepiej jak potrafiłam. Może ktoś inny zrobiłby więcej, lepiej, sprawniej, ale to był mój pomysł i nie umiałam zrealizować go inaczej.

Najlepsze wspomnienie z pierwszego projektu?

M. Dz.-Ł.: Uroczyste zakończenie  na pięknym, krzyżackim zamku w Bytowie, powiązane z wystawą powstałych na zajęciach prac.  Radość i zaskoczenie uczestników warsztatów, zwłaszcza tych młodych kiedy wręczałam im bajecznie kolorowe "albumy" zawierające zdjęcia namalowanych przez nich  etnicznych obrazów  z różnych stron świata   oraz ich samych podczas ich tworzenia. To na pewno zapamiętam.

Jak zareagowała lokalna społeczność na Pani pomysł? Czy miała Pani wsparcie lokalne? 

M. Dz.-Ł.: Mój projekt miał dosyć kameralny charakter. Dla mnie był próbą poszerzenia świata przede wszystkim młodym ludziom ciężko doświadczonym przez życie. Seniorzy uczestniczący w warsztatach mieli  za zadanie przekonać tych młodych, że można się czuć bezpiecznie w świecie dorosłych i że można mieć wśród nich przyjaciół. Wiem, że kilkoro seniorów -  tych  najaktywniejszych odwiedza młodych ludzi i pomaga im w nauce. Poza współdziałaniem z Bytowskim Centrum Kultury miałam wsparcie ze strony lokalnej gazety, która informowała o naszej działalności.

Realizuje Pani obecnie drugi projekt w ramach Seniorów w akcji. Jest inaczej? Lepiej? Łatwiej?

M. Dz.-Ł.: Młodzież jest zdecydowanie bardziej kontaktowa i mniej agresywna. To jest niezaprzeczalne osiągnięcie ubiegłorocznych spotkań. Jest też odważniejsza w artystycznych działaniach, chociaż dotyczą one innej tematyki. Zajmujemy się bowiem tworzeniem krótkich filmików animowanych metodą poklatkową. Ciągle są trudni do ogarnięcia, ale bywa wspaniale. Po feriach zrobimy pokaz naszych osiągnięć, na który zaprosimy gości i mam nadzieję, że coś ruszy.
Moje seniorki też podjęły staranie w celu przekonania znajomych, że "nie taki diabeł straszny jak go malują".

Co by Pani radziła osobom, które chcą zacząć animować swoją lokalną społeczność? Jakich błędów się ustrzec? Od czego zacząć?

M. Dz.-Ł.: Nie wiem czy mogę już coś radzić z racji mojego niewielkiego doświadczenia. Sama ciągle potrzebuję porad. Wydaje mi się, że bardzo ważne jest, aby projekt nawiązywał chociaż trochę do naszych zainteresowań, bo wtedy na pewno będziemy bardziej zaangażowani w jego realizację

Czuje się Pani lokalną liderką? Animatorką kultury? Te zrealizowane projekty wpłynęły na Pani relacje z ludźmi, wśród których Pani żyje na co dzień? Zmieniły coś?

M. Dz.-Ł.: Nie, nie czuję się liderem. Po pierwsze mam za mały dorobek, a po drugie za słabe kompetencje, aby rościć sobie pretensje do tego tytułu. Mam dużo pomysłów i zapału do działania Bardzo chciałabym rozwinąć się w tym kierunku.

Jakie ma Pani plany na przyszłość? Jakiś wymarzony projekt?

M. Dz.-Ł.: Marzę, by po zakończeniu tego projektu zrealizować projekt  amatorskiego teatru z grupą, której trzon będą stanowić uczestnicy dotychczasowych dwóch projektów. Mam nadzieję, że trzy lata wspólnego działania wzmocnią i rozwiną młodych warsztatowiczów, a starszym pozwolą liczniej i pełniej cieszyć się aktywnym życiem. No i oczywiście zaspokoją moją potrzebę działania, kontaktu z ludźmi i sprawią, że nie będę się już więcej czuła obok.

-----

Marta Dzikowska - Łuczywo jest projektantką wnętrz, pasjonuje się wzornictwem z różnych stron świata. Przez lata pracowała w magazynie „Cztery Kąty”. W konkursie "Seniorzy w akcji" zrealizowała projekt "Wzory i kolory świata" -  cykl warsztatów o kulturze etnicznej różnych państw i kontynentów. Kontynuując działania zaprosiła seniorów i młodzież do międzypokoleniowych spotkań -  przez kilka miesięcy grupa uczyła się sztuki tworzenia filmów animowanych techniką poklatkową. Wspólnie przygotowali filmowe wersje bajek, wierszy, eksperymentowali z autorskimi krótkimi etiudami.

Niezmiennie w akcji

Konkurs „Seniorzy w akcji” prowadzimy z powodzeniem już od sześciu lat. Co roku przyznajemy dotacje na realizację przedsięwzięć, które angażują osoby starsze do działania na rzecz otoczenia, promują współpracę międzypokoleniową, a także sprzyjają rozwojowi wolontariatu osób starszych. Do tej pory nagrodziliśmy już 199 projektów w całej Polsce.

Co roku pracujemy z ok. 60 animatorami w różnym wieku i z różnych stron Polski. Podczas cyklu twórczych warsztów, będących kluczową częścią naszego programu, wspólnie z nimi zastanawiamy się nad realizacją ich pomysłów na działania. Pod okiem trenerów i ekspertów z różnych dziedzin: animatorów kultury, socjologów, artystów, dopracowujemy pomysły, szukamy nowych inspiracji i nowatorskich rozwiązań. Animatorzy uczą się diagnozować potrzeby swojego otoczenia, nowych metod promocji, animacji lokalnych działań; doskonalą umiejętności pracy zespołowej i skutecznej komunikacji, odkrywają w sobie potencjał lidera. Rozmawiamy o tym czym jest dialog międzypokoleniowy i jak stwarzać dobre warunki do jego rozwoju. 

Wśród  animatorów 60+, z którymi pracujemy są emerytowani nauczyciele, dziennikarze, lekarze, członkinie Kół Gospodyń Wiejskich, a także inżynierowie czy górnicy. Młode osoby to przede wszystkim  studenci kierunków humanistycznych i lokalni aktywiści. To zróżnicowane grono osób łączy chęć działania na rzecz otoczenia i rozwijania własnych pasji. 

Poznajcie naszych Animatorów oraz ich inicjatywy!
To zaledwie kilka sylwetek z wielu wspaniałych i twórczych osób, z którymi dane nam było współpracować. Zajrzyjcie na stronę www.seniorzywakcji.pl - znajdziecie tu jeszcze więcej animatrów 60+ z błyskiem w oku i pomysłem na to, jak zmienić świat na trochę lepszy.

***


Wiesław Grzesiak  od lat zafascynowany jest modelarstwem i lotnictwem -  lata na paralotni i buduje modele latające. Wraz z członkami Świdwińskiego Stowarzyszenia Lotnictwa Rekreacyjnego zrealizował międzypokoleniowy projekt. Przez dziesięć miesięcy starsi pasjonaci lotnictwa wolontaryjnie przeprowadzili w miejscowej świetlicy środowiskowej  „Chatka Puchatka” warsztaty modelarskie dla dzieci i młodzieży. - Tu chodzi o pasję. Modelarstwo i lotnictwo to mój bzik od dawna. Myślę, że to jest siłą tego przedsięwzięcia.


***


Marek Sadowski przez 20 lat pracował jako nauczyciel. Obecnie na rencie, wciąż działa aktywnie na rzecz społecznych inicjatyw. Mówi, że siedzi w nim społecznikostwo. Z seniorami ze wsi Osieczów i Tomisław odkrywał tradycję i historię przodków przybyłych na te tereny z rejonu Bośni i Ukrainy. Wespół z młodzieżą spisali wspomnienia oraz zgromadzili fotografie. Powstała w ten sposób wystawa została zaprezentowana m.in. w Ambasadzie Bośni i Hercegowiny w Warszawie, zaś stare zdjęcia i opowieści wydano w publikacji. Z inicjatywy Marka, lidera działań, powołano też  Koło Chłopa, które skupia aktywnych panów w wieku 30-65 lat. 


***


Stanisława Spychała-Walenko i Joanna Mużelak zaprosiły seniorów z Nędzy i Zawady Książęcej do udziału w twórczych warsztatach rękodzieła w zakresie ceramiki i wikliniarstwa. Seniorzy sami poprowadzili zajęcia dla młodych, we współpracy z rodzicami w przedszkolnym ogrodzie zasadzili wiklinową altanę dla dzieci. Jeśli czujesz zamiłowanie do rękodzieła i prac manualnych, jeśli masz pasję to marzysz, by zmienić coś w swoim otoczeniu, chcesz poznać bliżej swoich sąsiadów, a przede wszystkim zrobić wspólnie coś dla innych.

***


Marta Dzikowska – Łuczywo zachęciła seniorów i młodzież do międzypokoleniowych spotkań -  przez kilka miesięcy grupa uczyła się sztuki tworzenia filmów animowanych techniką poklatkową. Wspólnie przygotowali filmowe wersje bajek, wierszy, eksperymentowali z autorskimi krótkimi etiudami. - Dziś już wiem, że projekt to przede wszystkim nauka pokory i cieszenia się małymi sukcesami. To obserwacja jak wiele można uzyskać okazując szacunek młodemu człowiekowi. To okres niezwykłych doświadczeń.


***


Elżbieta Demby zaprosiła mieszkańców  wsi Dzierzążnia na spotkania Kawiarenki Obywatelskiej – wśród zaproszonych gości pojawili się urzędnicy, eksperci od społeczeństwa obywatelskiego, prawnicy.  Wspólnie wystosowali petycję do władz, dzięki czemu udało się wyremontować miejscową remizę – miejsce spotkań mieszkańców.  Uczestnicy stworzyli też „Kartę  współpracy” ,  opisującą najważniejsze zdiagnozowane potrzeby wsi i mieszkańców. 


***


Bogdan Bocheński i Magdalena Latuch wraz z seniorami z grupy Cała Praga Śpiewa organizują cykl międzypokoleniowych wydarzeń na warszawskiej Pradze. W swoich działaniach nawiązują do tradycji wspólnego śpiewania i muzykowania. Seniorzy przygotowali muzyczne spacery po Placu Hallera, do wspólnych inicjatyw sąsiedzkich zaproszą mieszkańców ul. Brzeskiej - Wiemy, że jeśli ludziom coś daje dobrego od siebie, to później to wraca, w takiej czy w innej formie. Ważne,  żeby wspierać ludzi w ich  pomysłach: na działanie, na rozwijanie pasji, na zdobycie grona nowych przyjaciół. I pokazywać,  że każdy z nas posiada umiejętności, aby tworzyć.


***


Warsztaty wokół historii sukienek



W ostatnią sobotę w małej wiosce Czarnocin niedaleko Szczecina spotkały się dwa pokolenia mieszkanek Stepnicy. Punktualnie o 15:00 wszyscy pojawili się w siedzibie stowarzyszenia Centrum Edukacji Nieformalnej. Przy rozpalonym kominku, gorącej herbacie i specjałach regionalnych seniorki oraz młode dziewczyny rozmawiały o historii sukienek. 



Jak mamy opowiedzieć? Od czego zacząć? Na wszystkie pytania odpowiadała animatorka z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, która poprowadziła krótki warsztat dziennikarski. Każda z uczestniczek pytała swoją sąsiadkę  o wybraną rzecz z jej garderoby.  Spotkanie mogłoby trwać do wieczora, ale przed nami była jeszcze najważniejsza jego część: wysłuchanie opowieści oraz sfotografowanie sukienek.  


Wszystkie historie były bardzo osobiste wśród wielu wesołych opowieści, nie zabrakło tych wzruszających, mocnych, głęboko zapadających w pamięć. Sukienka był pretekstem do podróży w głąb osobistych doświadczeń. Niektóre były związane z życiem prywatnym inne opowiadały o codzienności stepnickich kobiet – Moją sukienkę zaprojektowałam razem z babcią. Jest, to bardzo ważna rzecz w mojej szafie, nigdy jej nie wyrzucę. Od razu jak zaczęłam opowiadać wspomnienia wróciły… Rok po moim ślubie babcia zmarła. Czasem przymierzam, patrzę na siebie, jest ten uśmiech na twarzy i widok babci, która mnie w niej widziała i mówiła, że jestem księżniczką- opowiadała Kinga.

Zgromadzone podczas spotkania zdjęcia oraz historie zostaną wykorzystane do zrobienia wystawy fotografii. 

 Zdjęcia: I.Łachacz i M. Jabłoński

Seminaria dla starszych animatorów kultury

¡Adentro! (tłum. Do środka!) to jeden z programów CEOMA (Hiszpańskiej Konfederacji Organizacji Osób Starszych) organizowany w Valladolid. W ramach programu seniorzy biorą udział w seminariach, dzięki którym mogą później pracować jako animatorzy kultury i trenerzy w ośrodkach dla osób starszych. Seminaria są finansowane z Ministerstwa Zdrowia, Pomocy Społecznej i Równości. 

Uczestnicy programu
źródło: http://www.ceoma.org/es/proyectos/adentro


Celem programu jest polepszenie warunków i jakości życia osób starszych poprzez promocję wolontariatu społecznego i angażowanie osób trzeciego wieku w działalność ośrodków społecznych, domów spokojnej starości i organizacji dla seniorów. Na seminariach poruszane są aktualne zagadnienia z zakresu gerontologii, psychologii osób starszych i animacji społecznej. Dzięki zdobytej wiedzy uczestnicy po ukończeniu kursu mogą inicjować w swoich miejscowościach działania o charakterze informacyjnym, opiekuńczym czy kulturalnym, skierowane do seniorów.

W pierwszym kursie dla animatorów społeczno-kulturowych osób starszych wzięło udział 35 osób, z czego 19 ukończyło program i otrzymało uprawnienia animatora. Te osoby aktywnie udzielają się jako wolontariusze w ośrodkach regionalnych w Andaluzji, Kastylii- La Manchy, Estremadurze, Salamance, na wyspach Kanaryjskich, w Segovii i Zamorze. Część z nich zajmuje stanowiska dyrektorskie w instytucjach i grupach animacyjnych zajmujących się teatrem, tańcem, literaturą i innymi formami aktywności.
W programie będzie mogło wyszkolić się ponad 400 osób, by później aktywnie uczestniczyć w pracy ośrodków i organizacji osób starszych.

tekst: Katarzyna Belczyk


Informacje o projekcie: http://www.ceoma.org/es/proyectos/adentro
Strona CEOMA: http://www.ceoma.org/es/
Facebook CEOMA: https://www.facebook.com/ceoma.organizaciondemayores

Teraz jest czas


We wsi Zakrzewo, w lokalnym Domu Kultury „Dom Polski”, wyjątkowo prężnie działa ruch seniorów. Starsi ludzie mają tam swój chór – Zespół Śpiewaczy „Wrzos” – który powstał nie tylko z potrzeby muzycznej ekspresji, ale przede wszystkim, by tworzyć wspólnotę, która łamie stereotyp „starość nie radość”.

"Zespół współpracuje od jakiegoś czasu z Mikołajem  Mikołajczyk – choreografem i tancerzem, Spotkanie Mikołajczyka z zespołem „Wrzos” nie miałoby racji bytu, gdyby nie ciekawość. Obustronna. Po pierwsze, ciekawość artysty zaintrygowanego społecznością starszych ludzi, w której „wszyscy się znają, a nawet są rodziną”, a przede wszystkim nie godzą się na jesień życia pozbawioną poczucia humoru i wyzwań (bo teraz jest ich czas). Po drugie, ciekawość seniorów z wielkopolskiej wsi, przyglądających się artyście, który proponuje im wspólne oglądanie spektakli Piny Bausch, tańczy dla nich fragmenty swoich choreografii, a w końcu namawia do nieznanych im dotąd form twórczej ekspresji i eksperymentu".

Zespół pod okiem Mikołaja ma za sobą już wiele doświadczeń w  pracy nad nowoczesnymi formami teatralnymi. Seniorzy z chóru „Wrzos” zmierzyli się nie tylko z zadaniami teatru ruchu, ale także z własną opowieścią o życiu 
Na deskach teatru wystawili już spektakl "Teraz jest czas", który zdobył świetne recenzje w prasie ogólnopolskiej i gościł m.in. w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, pokazywany był także na Malta Festival w Poznaniu. W kolejnej odsłonie wspólnej teatralnej pracy, projekcie "Noce i Dnie" inspiracji dla siebie szukali we wpisanej w historię Wielkopolski powieści Marii Dąbrowskiej, stawiającej pytania o podsumowanie życia, jego spełnienie i niespełnienie. Projekt został zrealizowany w ramach zeszłorocznej edycji „Rewolucji"

fot. Mirek Kaczmarek

W przedstawieniu wzięło udział ok. piętnastu seniorów wraz z Mikołajem Mikołajczykiem. Zespół wspierali tancerka Iwona Pasińska i aktor Adam Ferency.

Międzypokoleniowość powinna przenikać wszystko

Jak międzypokoleniowe programy wyglądają w San Diego, mieście którzy Amerykanie uważają za wzór do naśladowania, jeśli chodzi o pracę z ludźmi w różnym wieku? O swoim podejściu do łączenia generacji opowiada nam Pamela Smith, lokalna aktywistka i  jedna z najbardziej znanych w Stanach Zjednoczonych ekspertów ds. międzypokoleniowy.

tekst: Maja Gawrońska

Gdy po raz pierwszy przyjechałam do San Diego, kalifornijskiego miasta położonego na granicy z Meksykiem, oprócz tłumów dwudziestoparoletnich surferów w oczy rzuciła mi się też inna grupa wiekowa. Tłumy wysportowanych seniorów, nieraz 80-cio i 90-cio latków, co ranek wyprzedzały mnie podczas joggingu. Mieszkańcy tej 3-milionowej aglomeracji tłumaczyli mi potem, że w harmonii funkcjonują tu trzy nie całkiem do siebie pasujące grupy: nastolatki zafascynowane surferską kulturą, młodzi specjaliści, którzy z całego świata przyjeżdżają do tej mekki przemysłu farmaceutycznego i bio-medycznego, oraz seniorzy, którzy chcą spędzić emeryturę w łagodnym klimacie nad oceanem. 

Międzypokoleniowa współpraca działa tu na tyle dobrze, że amerykański Senat ogłosił hrabstwo San Diego modelowym przykładem dla innych rejonów, federalna agencja ds. starzenia się społeczeństwa przyznała miastu nagrodę dla najbardziej innowacyjnych programów łączących generacje, a znana fundacja Generations United uznała ją za najlepszą amerykańską międzypokoleniową społeczność.

Ten ogromy sukces przypisywany jest Pameli Smith, dyrektorce departamentu ds. starzenia się w hrabstwie. Gdy ją spotykam, szybko wyjaśnia, że nie chodzi tu tylko o międzypokoleniowość, ale też o między-sektorowość, między-wydziałowość po stronie rządowej, partnerstwa publiczno-prywatne, a nawet międzykulturowość, bo mieszkają tu emigranci z wielu części świata. Bez tego eklektycznego, wielopoziomowego podejścia, według Smith, nie da się łączyć pokoleń.

fot. A.Liminowicz


Najważniejsze, żeby zacząć

Dziś Smith jako ekspert doradza społecznościom w całych Stanach i zarządza lub finansuje ponad trzydzieści programów międzypokoleniowych. Chociaż na pierwszy rzut oka trudno je dostrzec, na tym polega cały sekret. Międzypokoleniowość jest w hrabstwie po prostu wpisana właściwie we wszystkie działania i konkursy grantowe - od edukacji, przez pracę społeczną, po rozrywkę. W porównaniu z innymi amerykańskimi miastami, gdzie różne urzędy odpowiadają za różne grupy wiekowe, to ciągle pozytywny wyjątek.

Ale Smith sama przyznaje, że w latach 90. zaczynała od zera. Oglądała wtedy dane demograficzne i widziała, że społeczeństwo starzeje się. Znała badania mówiące o tym, że dzieciom brakuje kontaktu z dziadkami i że izolacja to ogromny problem starszych ludzi. Do tego irytowało ją, że chociaż tradycyjnie amerykańscy seniorzy bardzo często zostają wolontariuszami, to traktowano ich jako obywateli gorszego sortu. Pokutowało przekonanie, że nie mają ani wiedzy, ani zdolności, aby zająć się czymś poważniejszym, niż na przykład wskazywanie drogi do parku rozrywki.

W Stanach podejście międzypokoleniowe dopiero wtedy raczkowało, więc Smith, choć nie wiedziała jeszcze jak działać najlepiej, postanowiła zaryzykować i uczyć się w praktyce. - W programach społecznych najważniejsza jest dobra strategia, planowanie, a potem ewaluacja. Ale zamiast ciągle rozmyślać, trzeba też w końcu wyjść z biura i coś zrobić. Podkreśla i powtarza, że gdy zatrzymamy się na fazie planowania idealnych działań, możemy w  tej fazie utknąć i nie wyjdzie z tego nic; ani idealny projekt, ani spektakularna klapa, z której przecież można wyciągnąć wnioski.

Sama mówi otwarcie, że pierwszy konkurs grantowy, który rozpisała był tylko eksperymentem. Okazało się jednak, że po małe granty na rozpoczęcie działań międzypokoleniowych zgłosiło się dziesiątki organizacji, od teatrów, przez stowarzyszenia imigrantów czy kluby sportowe. Liderzy jednego z takich klubów w biednej dzielnicy zauważyli, że kontakt międzypokoleniowy sprowadza się tam do awantur, na przykład gdy banda nastolatków porysuje samochód seniora. Stworzyli więc program, w którym starsi ludzie uczą młodszych grać w baseball i szachy, a młodzi w zamian pomagają im w obsłudze komputerów. Nastolatki miały co robić po szkole, a zadowoleni mieszkańcy postanowili szukać darczyńców i sponsorów, aby program mógł się rozwijać. Takich przykładów było więcej i wiele z tych małych projektów do dziś rozrosło się w doskonale działające programy. Ale Smith ciągle miała wrażenie, że choć te działania są niezwykle potrzebne, to dopiero międzypokoleniowe przedszkole, które ciągle nie wykorzystuje prawdziwego potencjału seniorów. Chciała, żeby jej projektów media nie opisywały jako „urocze,” lecz jako „krytyczne dla lokalnej społeczności.”

Grunt to wyzwanie

Postanowiła więc wykorzystać seniorów do rozwiązania jednego z najtrudniejszych problemów z jakimi spotkała się w swojej pracy społecznej i zaangażowała ich do pomocy dzieciom z rodzin zastępczych. W Stanach połowa z nich rzuca szkołę przed końcem liceum, a ci którym uda się dokończyć edukację po osiągnięciu pełnoletniości pozostawieni są sami sobie. Bez wsparcia emocjonalnego i finansowego, często wpadają w nałogi i konflikt z prawem.

Z mniejszymi lub większymi sukcesami starała się temu zaradzić południowo-kalifornijska organizacja Akademia San Pascal, która otworzyła liceum dla dzieci z rodzin zastępczych. Smith zaproponowała, aby tuż obok szkoły zbudować małe, złożone z dziesięciu domków, miasteczko seniora. W zamian za niższe opłaty emeryci mieli po prostu pomagać nastolatkom tak, jak najlepiej potrafią. Seniorzy chodzili więc na mecze, pomagali w nauce, szyli kostiumy na przedstawienia, wspólnie z dzieciakami zastanawiali się, co zrobić po maturze, a często po prostu jedli wspólne posiłki i rozmawiali. Okazało się, że tego typu pomoc przyszywanych dziadków była kluczowa. Aż 80 procent ich podopiecznych skończyło liceum. Wiele poszło na studia. A jeśli przeprowadzili się do innych miast, na wakacje wracali do swoich przyszywanych dziadków. Inne społeczności zaczęły przyglądać się Akademii i zastanawiać, jak podobny pomysł dostosować do swoich potrzeb.

Jednak dla Smith najważniejszym testem tego programu był ogromny pożar okolicy. Ludzi ewakuowano, ale spłonęły wszystkie domy seniorów, razem z całym ich dobytkiem. -Pomyślałam wtedy, że to koniec Akademii, bo żaden senior nie będzie już chciał tam wrócić, mówi. Wbrew jej obawom, wrócili wszyscy. Seniorzy chcieli pokazać swoim młodszym podopiecznym, że w życiu nie można się po prostu poddać, nawet w obliczu najgorszych przeszkód. A nastolatki zaoferowały, że pomogą swoim przyszywanym dziadkom i babciom odbudować to, co stracili w pożarze.

Sukces Akademii przekonał Smith, że aby seniorzy czuli się naprawdę dowartościowani i żeby angażowali się w programy, trzeba im dawać poczucie sensu i dość trudne wyzwania. Dziś zaprasza starszych wolontariuszy, aby zostali mentorami dla rodzin starających się wyjść z życia na zasiłku, emerytowane bizneswomen łączy z nastolatkami z problemami, a starszych dorosłych z zacięciem do edukacji angażuje do pracy z pięciolatkami, których rodzice to słabo mówiących po angielsku emigranci. Przyszywani dziadkowie wyrównują szanse edukacyjne dzieci, gdy te zaczynają szkołę podstawową.

Traktowanie wolontariuszy tak jak na to zasługują, czyli szalenie poważne, to coś o czym wiele organizacji społecznych myśli zdecydowanie za mało - mówi Smith. Radzi, aby oferować nie tylko szkolenia, ale też zainwestować w małe stypendia dla wolontariuszy, bo poprzez przyciąganie najlepszych ludzi, mogą się one zwrócić z nawiązką. 

fot. K.Pacholak


Międzypokoleniowość między tematami
Irytuje ją też, gdy słyszy historie o urzędnikach zastanawiających się, na co wydać pieniądze – świetlice dla dzieci czy centrum seniora. - Dlaczego nie można zbudować jednego centrum, które łączy pokolenia? Międzypokoleniowość powinna być obecna wszędzie, w każdym działaniu społecznym. To nie tylko efektywne i pożyteczne, ale też zwykła oszczędność, tłumaczy Smith. W San Diego działa na przykład liceum, w którym część sal to miejsce spotkań emerytów. Starsi wolontariusze pomagają nastolatkom w lekcjach, inspirują, planują studia i przyszłą pracę, radzą, jak dokonać dobrych wyborów. Wielu ludzi na początku dość sceptycznie patrzyło na ten projekt. Dziś jest replikowany w całych Stanach. A nastolatki z międzypokoleniowych szkół mają lepsze wyniki testów, niż ich rówieśnicy.

Dla Smith łączenie funkcji i instytucji to też sposób na to, aby do starszych ludzi w ogóle dotrzeć. -Wielu nigdy nie zainteresuje się programami dla seniorów. Starość nie jest w modzie i nikt nie chce, aby nazywano go seniorem, mówi. Domy seniorów nie cieszą się więc powodzeniem. Za to seniorzy często chodzą do bibliotek. Smith postanowiła więc łączyć te osobne do tej pory instytucje, a jednocześnie pomóc zarazem upadającym bibliotekom i opustoszałym centrum seniora. W pilotażowy projekt „Pożywka dla myśli” zaangażowali się młodzi instruktorzy jogi i aerobiku, którzy zajęcia dla młodszych ludzi zazwyczaj prowadzą wieczorami. Tym razem jednak zorganizowali ćwiczenia rano w jednej z bibliotek, bo to czas i miejsce, kiedy można spotkać tam emerytów. Po ćwiczeniach dietetyk mówił o diecie i starzeniu, a lokalna firma cateringowa serwowała zdrowy lunch. Organizatorzy liczyli na to, że przyjdzie choć kilkanaście osób. Na pierwszej lekcji pojawiło się sześćdziesiąt, a program działa do dziś.

Inny przykład tego typu podejścia, to być może dość egzotyczne z punktu widzenia polskiego klimatu, „Strefy Chłodu.”  W Południowej Kalifornii wiele przedmieść leży dalej od oceanu, gdzie latem panują dochodzące do 40 stopni Celsjusza upały. Seniorzy bardzo źle to tolerują, więc Smith wpadła na pomysł, aby otworzyć miejsca, gdzie można po prostu posiedzieć w klimatyzacji, dostać szklankę zimnej wody albo porozmawiać z pielęgniarką. Słowo „senior” nigdzie nie pada, ale ze „Stref chłodu”  chętnie korzystają i starsi dorośli i dzieci. A to dobry pretekst do tego, aby zaczęli wspólnie działać.

Coraz więcej lokalnych seniorów bardzo dobrze zdaje sobie zresztą sprawę z tego, jak takie działania zacząć. W hrabstwie kilka lat temu ruszyła pozarządowa Akademia Seniora, w której przyszli liderzy projektów mogą się uczyć tego, jak zdobywać darowizny albo jak najlepiej dogadać się z nastolatkami. A o okolicznych osiedlach dla ludzi po sześćdziesiątce nikt nie mówi domy spokojnej starości. Bo tam starość jest zdecydowanie aktywna.



wtorek, 4 lutego 2014

Turniej Rummikuba w Iławie



Ok. godziny 16 sala w Ośrodku Psychoedukacji powoli się zapełnia. Przy każdym z czterech stołów skład mieszany: po jednej stronie młodzież w wieku gimnazjalnym, po drugiej – seniorki Na każdym stole leży przygotowana wcześniej planszówka. Zaraz rozpocznie się ostatnie tegoroczne spotkanie klubu gier planszowych - turniej w Rummikuba.



Klub powstał w ramach akcji sekcji wolontariatu na iławskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, realizowanej przy wsparciu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”. Na jesieni klub zbierał się dwa razy w miesiącu. W spotkaniach uczestniczyły seniorki- słuchaczki z Iławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, młodzież z gimnazjum nr 2 w Iławie oraz podopieczni Ośrodka Psychoedukacji.
Pomysł na działanie podrzucił seniorkom pracownik Biura Organizacji Pozarządowych Ośrodka Psychoedukacji, Wojciech Jankowski, odpowiedzialny za wsparcie i doradztwo dla organizacji pozarządowych w powiecie iławskim. Seniorki zastanawiały się, w jaki sposób mogą dać coś od siebie innym, co mogą zrobić dla społeczności lokalnej. Myślały przede wszystkim o działaniu na rzecz dzieci i młodzieży, o akcji międzypokoleniowej. Wojtek zajmował się akurat problemem uzależnienia młodzieży od Internetu. Już od jakiegoś czasu chodził mu po głowie pomysł zainteresowania dzieciaków grami planszowymi - alternatywą dla gier komputerowych. Z połączenia dwóch pomysłów powstał projekt „Jesteśmy razem młodsi i starsi”.
Jednym z celów tej akcji było zainteresowanie młodzieży inną niż komputer, ciekawą i rozwijającą formą rozrywki. Jedną z grup uczestniczących w spotkaniach  byli podopieczni Ośrodka Psychoedukacji. Zajęcia zapełniały dzieciakom popołudniowe godziny, spędzane zazwyczaj w Ośrodku. Druga grupa to młodzież z iławskiego gimnazjum. Co im to daje? Wyrwą się z domu, posiedzą ze znajomymi (…). I mają satysfakcję z tego, że coś się dzieje, mówi Wojtek. I odciąga od komputera, rozwija wyobraźnię, uczy przestrzegania reguł oraz dobrej rywalizacji. A co zaangażowanie w wolontariat i działania na rzecz społeczności lokalnej daje samym seniorkom? Na pytanie pada naraz kilka odpowiedzi: bo to sprawia nam radość, nie siedzimy w domu, mamy towarzystwo, czujemy się potrzebne, jesteśmy aktywne, odmładza nas to.

Seniorki spotkały się kilka lat temu. Basia wróciła do Iławy po 27 latach nieobecności, była już wtedy na emeryturze. Na początku wydawało się, że tutaj nic się nie dzieje, nie ma w co się zaangażować. Gdy mąż, także przeszedł na emeryturę postanowili wspólnie, że nie będą siedzieć w domu i włączyli się w UTW. Potem Ula namówiła mnie na Towarzystwo „ę” i to w ogóle był dla mnie szok, że ten mój pomysł przeszedł, po prostu byłam zszokowana, potem przerażona. Uczestnictwo w warsztatach wspierających „UTW dla społeczności lokalnych” sprawiło, że zyskałam we własnych oczach, jakoś się podbudowałam, nabrałam pewności siebie i teraz latam, nie mam czasu, na nic nie mam czasu. Janka, jedna z członkiń zarządu, odpowiedzialna za wolontariat twierdzi, że wszystkiego trzeba i można się nauczyć: wchodzę w to głębiej i głębiej (…). Moja ostatnia sprawa to Szlachetna Paczka. Bardzo jestem ciekawa, jeszcze nie mam relacji. Pierwszy raz robiłam.

Ula Ziemińska, sekretarz zarządu UTW, włączyła się w działania sekcji wolontariatu, bo denerwowało ją, że w innych miastach tyle się dzieje a w Iławie nic. Była to też ciekawość poznania. A dlaczego właśnie ona? Po przejściu na emeryturę umiała obsługiwać komputer, potem miała już własnego laptopa i zaczęła, jak sama mówi, w nim grzebać, szukać, podpatrywać działania realizowane przez innych. Poza tym, jak mówi Basia, Ula takim motorem jest. Jak ona coś powie, to ja nie odmówię, komuś innemu odmówię, jej nie. A, że to jest fajne…

Turniej trwa. Widać, że uczestnicy traktują grę oraz przeciwników bardzo poważnie. Choć na sali jest gwarno, przy każdym stoliku panuje atmosfera skupienia.. Jest fajnie, naprawdę można się dogadać, mówi jedna z uczestniczek, uczennica gimnazjum. Myślę, że ta bariera pokoleniowa w tym momencie nie istnieje. (…)  Grają razem, przy jednym stoliku, w jedną grę. Zobaczą, że można „popykać”, pograć z babcią, dziadkiem. Nawet nie swoimi. I to jest to. Ta bariera właśnie się zaciera przez to, że można, mówi Wojtek. Nie jest tu zresztą konieczne głębokie porozumienie międzypokoleniowe. Gracze nie muszą za dużo mówić, mogą tylko grać. W ten sposób uczą się robić coś wspólnie, współpracować, spędzać razem czas. Mają szansę dostrzec nawzajem swoje mocne strony oraz zwyczajnie polubić swoje towarzystwo. Młodzi widzą,, że jeszcze się nadajemy trochę do życia, mówi jedna z seniorek a druga dodaje: że jesteśmy takie babcie jeszcze do rzeczy. Nawiązanie relacji międzypokoleniowych, umożliwienie porozumienia między pokoleniami to także ważny cel naszej akcji.

Odniosłyśmy sukces chociaż na początku, jak przyznają, młodzież była nieco nieśmiała. Już przy kolejnym spotkaniu widać było ,że to sprawia dzieciakom frajdę, mówi Janka a Ula dodaje: według mnie każde spotkanie wnosi coś nowego.





Autor: Magdalena Chrzczonowicz
Zdjęcia: Bartłomiej Ryży