czwartek, 13 lutego 2014

Nie czuć się obok


Dziś już wiem, że projekt to przede wszystkim nauka pokory i cieszenia się małymi sukcesami. To obserwacja jak wiele można uzyskać okazując szacunek młodemu człowiekowi. O udziale w konkursie, potrzebie działania z ludźmi, dzieleniu się swoimi pasjami i pierwszych krokach w byciu animatorem kultury z Martą Dzikowską-Łuczywo rozmawia Łukasz Czapski



---

Łukasz Czapski: Skąd pomysł na działanie dla lokalnej społeczności? Od czego to się w Pani przypadku zaczęło?

Marta Dzikowska-Łuczywo: Pierwsze kilka lat od przeprowadzenia się na Kaszuby z Warszawy, gdzie żyłam bardzo aktywnie, były cudownym okresem. Zachłystywałam się przyrodą, wędrówkami po lesie, kąpielami od późnej wiosny do jesieni w jeziorze, które jest tuż tuż. Oddawałam się nowej pasji tworzenia ogrodu, goszczenia dzieci, ich przyjaciół, naszych przyjaciół i było mi cudownie. A potem zaczął pojawiać się lęk, że chyba żyję trochę obok i że nie do końca mi się to podoba.

Wtedy dowiedziała się Pani o konkursie Seniorzy w akcji? Jak wspomina Pani udział w warsztatach?

M. Dz.-Ł.: Brakowało mi już zapału do kontynuacji moich zajęć z "poprzedniego życia", a nowe pomysły były dosyć mgliste. Jedyne czego byłam pewna to to, że moja ewentualna działalność powinna bazować na tym, na czym się znam i co mnie interesuje, czyli podróże, sztuka etniczna, kolory, smaki i dźwięki różnych kultur, działania plastyczne z dziedziny sztuki użytkowej i projektowania wnętrz. Czasem rozmawiałam o tym z moimi córkami. I to właśnie jednej z nich - Julii - zawdzięczam pomysł  wzięcia udziału w konkursie Towarzystwa "ę ". Mój projekt był propozycją swego rodzaju wędrówki po kulturach świata w towarzystwie dzieci z tutejszego Domu Dziecka i seniorów. Namówiłam  szefa Bytowskiego Centrum Kultury do partnerowania i udało się.

Co Panią najbardziej zaskoczyło w trakcie realizacji Pani pierwszego projektu w ramach Seniorów w akcji?

M. Dz.-Ł.: Oczywiście przystępując do realizacji projektu "teatr mój widziałam ogromny". Byłam nowicjuszem i wydawało mi się, że wszyscy uczestnicy będą zaangażowani w działania prawie tak mocno jak ja. Nie oczekiwałam tego od młodzieży będącej po pierwsze w tzw. trudnym wieku gimnazjalnym a poza tym znajdującej się w trudnej sytuacji życiowej. Liczyłam jednak, że seniorzy rzucą się z zapałem w wir działań. Tymczasem rzeczywistość trochę mnie zaskoczyła. Początki były trudne. Z jednej strony młodzież - nieufna, z małym poczuciem własnej wartości dosyć agresywna wobec siebie nawzajem. Z drugiej - poza trzema  czy czterema wyjątkami, pełna oczekiwań postawa seniorów. Momentami byłam bliska załamania. Gdyby nie warsztaty w Warszawie, na których mogłam po pierwsze posłuchać tzw. mądrych rad udzielanych przez fachowców, a po drugie spotkać się z ludźmi,  którzy część tego co doświadczałam już przerabiali i mogli mnie życzliwie wesprzeć i pocieszyć, nie wiem czy podołałabym wyzwaniu. Określenie "wyzwanie " może brzmieć śmiesznie, ale naprawdę momentami było to dla mnie wyzwanie.

Co było najtrudniejsze?

M. Dz.-Ł.: Nie potrafię określić co było najtrudniejsze. Trudne było zapanować nad współczuciem, bo współczucie niewiele w tej sytuacji załatwiało. Trudno było przekonać niewierzących we własne umiejętności młodych ludzi, że potrafią więcej niż im się wydaje i że warto próbować. Trudno było nie odczuwać żalu do niektórych  dorosłych, że nie czują potrzeby pomocy innym. Trudno było pogodzić się z tym, że między tym co chcemy osiągnąć a tym co osiągamy może istnieć duża różnica, bo dzieli je rzeczywistość. W dużym stopniu była to dla mnie nauka pokory.

Czy zrobiłaby Pani teraz coś inaczej?

M. Dz.-Ł.: Nie wiem. Mam wrażenie, że zrobiłam to najlepiej jak potrafiłam. Może ktoś inny zrobiłby więcej, lepiej, sprawniej, ale to był mój pomysł i nie umiałam zrealizować go inaczej.

Najlepsze wspomnienie z pierwszego projektu?

M. Dz.-Ł.: Uroczyste zakończenie  na pięknym, krzyżackim zamku w Bytowie, powiązane z wystawą powstałych na zajęciach prac.  Radość i zaskoczenie uczestników warsztatów, zwłaszcza tych młodych kiedy wręczałam im bajecznie kolorowe "albumy" zawierające zdjęcia namalowanych przez nich  etnicznych obrazów  z różnych stron świata   oraz ich samych podczas ich tworzenia. To na pewno zapamiętam.

Jak zareagowała lokalna społeczność na Pani pomysł? Czy miała Pani wsparcie lokalne? 

M. Dz.-Ł.: Mój projekt miał dosyć kameralny charakter. Dla mnie był próbą poszerzenia świata przede wszystkim młodym ludziom ciężko doświadczonym przez życie. Seniorzy uczestniczący w warsztatach mieli  za zadanie przekonać tych młodych, że można się czuć bezpiecznie w świecie dorosłych i że można mieć wśród nich przyjaciół. Wiem, że kilkoro seniorów -  tych  najaktywniejszych odwiedza młodych ludzi i pomaga im w nauce. Poza współdziałaniem z Bytowskim Centrum Kultury miałam wsparcie ze strony lokalnej gazety, która informowała o naszej działalności.

Realizuje Pani obecnie drugi projekt w ramach Seniorów w akcji. Jest inaczej? Lepiej? Łatwiej?

M. Dz.-Ł.: Młodzież jest zdecydowanie bardziej kontaktowa i mniej agresywna. To jest niezaprzeczalne osiągnięcie ubiegłorocznych spotkań. Jest też odważniejsza w artystycznych działaniach, chociaż dotyczą one innej tematyki. Zajmujemy się bowiem tworzeniem krótkich filmików animowanych metodą poklatkową. Ciągle są trudni do ogarnięcia, ale bywa wspaniale. Po feriach zrobimy pokaz naszych osiągnięć, na który zaprosimy gości i mam nadzieję, że coś ruszy.
Moje seniorki też podjęły staranie w celu przekonania znajomych, że "nie taki diabeł straszny jak go malują".

Co by Pani radziła osobom, które chcą zacząć animować swoją lokalną społeczność? Jakich błędów się ustrzec? Od czego zacząć?

M. Dz.-Ł.: Nie wiem czy mogę już coś radzić z racji mojego niewielkiego doświadczenia. Sama ciągle potrzebuję porad. Wydaje mi się, że bardzo ważne jest, aby projekt nawiązywał chociaż trochę do naszych zainteresowań, bo wtedy na pewno będziemy bardziej zaangażowani w jego realizację

Czuje się Pani lokalną liderką? Animatorką kultury? Te zrealizowane projekty wpłynęły na Pani relacje z ludźmi, wśród których Pani żyje na co dzień? Zmieniły coś?

M. Dz.-Ł.: Nie, nie czuję się liderem. Po pierwsze mam za mały dorobek, a po drugie za słabe kompetencje, aby rościć sobie pretensje do tego tytułu. Mam dużo pomysłów i zapału do działania Bardzo chciałabym rozwinąć się w tym kierunku.

Jakie ma Pani plany na przyszłość? Jakiś wymarzony projekt?

M. Dz.-Ł.: Marzę, by po zakończeniu tego projektu zrealizować projekt  amatorskiego teatru z grupą, której trzon będą stanowić uczestnicy dotychczasowych dwóch projektów. Mam nadzieję, że trzy lata wspólnego działania wzmocnią i rozwiną młodych warsztatowiczów, a starszym pozwolą liczniej i pełniej cieszyć się aktywnym życiem. No i oczywiście zaspokoją moją potrzebę działania, kontaktu z ludźmi i sprawią, że nie będę się już więcej czuła obok.

-----

Marta Dzikowska - Łuczywo jest projektantką wnętrz, pasjonuje się wzornictwem z różnych stron świata. Przez lata pracowała w magazynie „Cztery Kąty”. W konkursie "Seniorzy w akcji" zrealizowała projekt "Wzory i kolory świata" -  cykl warsztatów o kulturze etnicznej różnych państw i kontynentów. Kontynuując działania zaprosiła seniorów i młodzież do międzypokoleniowych spotkań -  przez kilka miesięcy grupa uczyła się sztuki tworzenia filmów animowanych techniką poklatkową. Wspólnie przygotowali filmowe wersje bajek, wierszy, eksperymentowali z autorskimi krótkimi etiudami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz