wtorek, 25 czerwca 2013

CAŁA PRAGA ŚPIEWA

„Plac Hallera Projekt” projekt zrealizowany w ramach programu „Seniorzy w akcji” to cykl międzypokoleniowych wydarzeń, które doprowadziły do stworzenia muzycznego spaceru po Placu Hallera, który nawiązuje do tradycji wspólnego śpiewania, muzykowania i tańczenia w Warszawie. Spacer powstał na bazie starowarszawskich i staropraskich piosenek i tańców, jak również na podstawie wspomnień mieszkańców Placu Hallera na temat sposobów zabawy na Starej Pradze. Mikołaj Starzyński rozmawia z Magdą Latuch i Bogdanem Bocheńskim – liderami projektu.


Mikołaj Starzyński: Zacznijmy może od tego jak się poznaliście?
Magda Latuch: To było trzy lata temu. Dostałam się do „Laboratorium Animatorni”, czyli do programu, wpierającego młodych animatorów kultury w ich działaniach. Miałam więc możliwość realizacji swojego projektu, a akurat w tym czasie dowiedziałam się o grupie na Brzeskiej, że są tam fajni, aktywni seniorzy, którzy bardzo lubią śpiewać, ale z powodu braku środków finansowych całego Ośrodka Pomocy Społecznej nie ma ludzi, którzy prowadzą z nimi stałe zajęcia. Stwierdziłam, że bardzo chcę poznać tę grupę i wykorzystać uzyskane dofinansowanie w kontekście współpracy z nimi. Najpierw poznałam kierowniczkę, Marylę Majchrzak, która opowiedziała mi o grupie, o tym, że brali udział w akcji malowania murali na Brzeskiej. Pokazało mi to, że mowa o grupie otwartej na różne działania. Przyszłam więc do nich pewnego dnia, w trakcie obiadu, przedstawiłam się i zaproponowałam, żeby coś razem pośpiewać. Zaprosiłam do tego projektu chłopaków z CzessBandu, bo współpracowaliśmy z nimi już wcześniej, znałam też Justynę Jary, o której wiem, że zależy jej na zbieraniu folklorystycznych praskich piosenek. Szybko zaiskrzyło, śpiew, piosenka były czymś, co nas łączyło. I chęć zrobienia czegoś wspólnie.
MS: Czyli  spotkaliście się po raz pierwszy właśnie wtedy. Bogdan, jak zareagowałeś tamtego dnia na propozycję Magdy?
Bogdan Bocheński: Ona była, Justyna była, Łukasz z zespołu był… Poznałem naprawdę fajnych ludzi. Oni „swoi” byli, nie zadzierali nosa – i to mnie ujęło. Można powiedzieć, że skoczyliśmy na głęboką wodę. Początki były trudne, bo ciężko było nam zgrać się głosami, z muzyką… Ale każdego kolejnego dnia było lepiej. I nagle Madzia mówi: „Mamy występ w lokalu W Oparach Absurdu”. Wystąpiliśmy i okazało się, że to się podoba! Oczywiście były jakieś błędy, przed tym się nie ustrzeżemy, ale ludzie naprawdę się bawili! Cieszyli razem z nami, śpiewali, tańczyli! To było coś wspaniałego, choć na początku mieliśmy tremę. Ale tych występów było w sumie kilkanaście. Okazało się, że mimo iż jesteśmy „starsi” to taka aktywność jest potrzebna i podoba się młodym. Czerpiemy z tego coraz większą satysfakcję.
ML: Mi się wydaje, że wielką siłą tego zespołu jest to, że wszyscy jesteśmy amatorami. Owszem, niektórzy z nas śpiewali już wcześniej gdzie indziej, ale postanowiliśmy zminimalizować presję dotyczącą profesjonalizmu. Za każdym razem drukowaliśmy teksty i rozdawaliśmy je ludziom, żeby zrobić z tego wspólne śpiewanie. I to działało.
MS: Bogdanie, słyszałem, że zbierasz teksty starych praskich piosenek, to prawda?
BB: Tak. Ja już w szkole podstawowej zacząłem spisywać je do zeszytów i w ciągu kilku lat zapisałem ich sześć, czyli około ośmiuset piosenek. Do tego zbierałem też książki o muzyce, płyty… No i nagle okazuje się, że się przydały – ładnych kilka piosenek wybraliśmy, a sporo pewnie jeszcze wykorzystamy.
ML: To było śmieszne. Przyszłyśmy wtedy z Justyną i powiedziałyśmy, że chcemy zebrać stare piosenki, na co Bogdan wyciąga zapisane zeszyty – „proszę”. Mieliśmy później dylemat co zrobić, jaki repertuar wybrać, bo jest nas jednak sporo i były różne koncepcje: czy biesiadne, czy powstańcze i tak dalej.
MS: Ale ktoś z was zarządzał, wybraliście lidera?
BB: Nie, decydowaliśmy wspólnie. Wiadomo było, że głównym tematem jest Praga. Ale nie zamykaliśmy się w kręgu tych piosenek, tylko wychodziliśmy poza – potrafiliśmy zaśpiewać piosenki cyganerii, Agnieszki Osieckiej czy powstańcze… Jak pojechaliśmy na Kaszuby to śpiewaliśmy „Nalot”, który wszyscy tam znali i szaleli.


ML: Zaczęło się więc od tego, że spotkaliśmy się na Brzeskiej, w ramach projektu „Cała Praga śpiewa z nami”, i naszym celem było stopniowe wychodzenie z występami „na zewnątrz” – z początku głównie do praskich kawiarni. Kiedy dotacja i projekt się skończyły, miałam silne przekonanie, że koniecznie trzeba go kontynuować, bo jesteśmy rozkręceni i rozśpiewani. Więc zaczęliśmy kombinować co dalej i udało nam się otrzymać dotację od Centrum Komunikacji Społecznej na realizację projektu „Program Aktywna Praga”. Zakładał on właśnie kawiarniane spotkania sąsiedzkie i wspólne śpiewania. Trwało to rok. Pozwoliło nam regularnie występować, rozkręciła się też współpraca z innymi klubami, w których organizowaliśmy potańcówki międzypokoleniowe. Pamiętam, że raz ludzie odbijali się od bramki, tak dużo zebrało się osób. Nauczyliśmy się wtedy też tego, że organizując taką imprezę potrzebne są też dla starszych miejsca siedzące i stoliki. Ale z drugiej strony była to świetna okazja, żeby pokazać seniorom jak wyglądają młodzieżowe kluby.
BB: Chcieli potańczyć, ale stali, ściśnięci jak śledzie w puszcze!
ML: Kiedy ten projekt się skończył, zaaplikowaliśmy razem z Bogdanem w imieniu naszego zespołu (który wspólnie nazwaliśmy Cała Praga Śpiewa) do konkursu „Seniorzy w akcji”. Zaproponowaliśmy nasz pomysł na „ożywienie” Placu Hallera.
MS: I tak powstał „Plac Hallera Projekt”?
ML: Tak. Myśleliśmy co zrobić z tym naszym „nakręceniem”, chęcią wychodzenia do ludzi. Chcieliśmy znaleźć przestrzeń, która na Pradze jest niewykorzystywana, gdzie są ludzie, ale nic się nie dzieje. Plac Hallera jest właśnie takim miejscem, w którym jest dużo starszych osób, siedzących na co dzień na ławce, są rodziny z dziećmi, jest pętla autobusowa, są ciągi komunikacyjne, poczta, sklepy itd. No i udało nam się – przeszliśmy z Bogdanem przez szereg warsztatów zorganizowanych przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”, przygotowujących do realizacji projektu.
MS: Czego się tam nauczyliście?
BB: Pierwsze warsztaty mieliśmy w Powsinie. Z początku byłem trochę stremowany, ale okazało się, że mogę się w pewnych sprawach wypowiadać, czerpiąc z własnego doświadczenia. Nauczyliśmy się jak współpracować z grupą, jak sprawiać, żeby jej członkowie włączyli się do działania.
ML: Mieliśmy też fajne zajęcia z rozwiązywania konfliktów, co mi dużo dało. Wtedy po raz pierwszy dotarła do mnie refleksja, że to ja jestem osobą odpowiedzialną za wiele spraw, że mam funkcję organizacyjną, pilnuję terminów itd. Objawiła nam się też konkretna wizja planowanego projektu.
BB: No i w zimie zaczęliśmy cotygodniowe spotkania w Klubie Złotego Wieku. Przedstawiany był rys historyczny Placu Hallera, kolejnego dnia śpiewanie, zapraszaliśmy ludzi, żeby z nami śpiewali, uczyli się… I tak przez całą zimę.


ML: Dzięki tym spotkaniom zdobyliśmy też mnóstwo wspomnień na temat Placu Hallera. Ważna w tym kontekście jest nasza współpraca z Muzeum Pragi, którą nawiązałam dzięki znajomości z Katarzyną Kuzko-Zwierz. Okazało się, że bardzo zależy im na zbieraniu informacji o Placu Hallera. Na te spotkania przychodzili też okoliczni mieszkańcy, dzięki czemu zebrałyśmy od nich wspomnienia i zdjęcia. Na ich podstawie powstała wystawa „Praski MDM”. Tak więc zrobiliśmy niezłe zamieszanie, a w styczniu wróciliśmy na Brzeską, żeby wziąć się za przygotowania do spaceru.
MS: Czy seniorzy sprawdzają się „w akcji”? I czy międzypokoleniowość stanowiła jakąś przeszkodę we współpracy?
ML: Seniorzy sprawdzają się świetnie. Wiadomo, to zależy od człowieka, ale potencjały, którymi oni dysponują to przede wszystkim sporo wolnego czasu. Mają też mnóstwo entuzjazmu i energii, której większość moich rówieśników nie okazuje. Są to ludzie z ogromnym doświadczeniem życiowym. Imponuje mi też ich umiejętność cieszenia się z sukcesów, ale i radzenia sobie z porażkami.
MS: W waszej grupie musiały mieć miejsce jakieś konflikty, prawda?
ML: No, cały czas! Nasza sytuacja jest taka, że są wśród nas sami indywidualiści i same oryginały - i jeżeli chodzi o seniorów, i o muzyków. Każdy ma swoją wizję. Jest sporo „wybuchowych” osób… Najważniejsze jest jednak to, że my się po prostu lubimy, co pozwala na szczerość. Konflikty „powyłaziły” nam trochę przy okazji organizacji ostatniego projektu. Przysługiwała nam wizyta „latającego animatora kultury”. Był nim Konrad, który odwalił kawał świetnej roboty, bo potrzebowaliśmy wzmocnić się w poczuciu, że każdy z nas jest ważny – nie ma gwiazd ani osób „na doczepkę” tyko wszyscy jesteśmy równie ważni.
MS: A między wami były jakieś spięcia?
BB: Z Madzią nie, my się dobrze dogadujemy. Dla mnie ona jest młodszą siostrą, której zawsze mi brakowało. Ona mi powie jaki jest problem, ja jej powiem – i wszystko gra.
ML: Bogdan jest bardzo obowiązkowy. Ja, jak czasem się nie wyrabiam to zapominam o czymś i widzę czasem spojrzenie, które mówi: „No, Magda, miała być płytka na dzisiaj! I nie ma!”. Jest też między nami tak, że kiedy ja jestem na przykład na jakichś warsztatach już bardzo zmęczona, Bogdan się uaktywniał – i na odwrót.
MS: Jakie są wasze refleksje po zakończeniu projektu dotyczącego Placu Hallera?
BB: Można było dociągnąć bardziej organizacyjne sprawy. Ale to wszystko wychodzi w marszu. Kiedy zaczynaliśmy ten projekt nie wiedzieliśmy nic, a nagle okazało się, że ludzie dołączają, pomagają.
ML: Ja mam bardzo pozytywne odczucia po tym spacerze muzycznym wokół Placu Hallera. Bo przygotowania trwały bardzo długo, od września. Dużo się w międzyczasie zadziało – i w grupie, i na Pradze – dzięki nam. Baliśmy się, że nikt nie przyjdzie, a była cała procesja! Sama forma spaceru jest też dobrym narzędziem do współpracy z mieszkańcami, bo każdy może dołączyć. Idzie się do jakiegoś punktu, po drodze jest czas, żeby porozmawiać. To przypomina też uliczne, grajkowe akcje.
BB: Teraz już tego nie ma, ale po wojnie, przeważnie w weekendy: trąbka, akordeon, bębenek – szli, śpiewali różne piosenki. Ludzie rzucali pieniądze. I to było w tym stylu zrobione.
MS: Tak wyszło przypadkiem czy taki mieliście pomysł? Wasz projekt ma na celu wskrzeszenie dawnych zwyczajów?
BB: Pomysł był, ale wyszło to wszystko jakoś spontanicznie. Naszym celem jest nawiązanie do tradycji, do korzeni. Wiadomo przecież, że Praga była kiedyś inna – życie toczyło się na ulicach, w bramach, na podwórkach. Ludzie żyli, mieszkali, umierali na tej samej ulicy. Ale wszyscy się bawili, tańczyli, była świetna atmosfera!


ML: Chłopaki z CzessBandu robią takie właśnie uliczne grania, więc spotkaliśmy się z nimi we wspólnej chęci wyjścia na ulicę. Bo dziś ludzie siedzą jednak głównie w kawiarniach. Nieraz obawiałam się, że grając na przykład pod cukiernią ktoś oskarży nas o zakłócanie porządku. Tymczasem wszystkim bardzo się podobało. Planujemy trzy kolejne spacery muzyczne: na Pradze Płn., Pradze Płd. i Woli. Wystartowaliśmy też drugi raz w kolejnej edycji „Seniorów w akcji” z pomysłem zrobienia zamieszania na ulicy Brzeskiej. Za duży sukces uważam też stworzenie naszego śpiewnika, który jestem efektem wielu godzin porządkowania piosenek.
BB: Chcę wspomnieć o Krzyśku, który pisze teksty piosenek, na przykład „Chłopaków z Pragi”. Na spacerze Krzysiek dostał brawa! Ludzie od razu inaczej na to patrzą. Dla mnie śpiewanie jest możliwością odsunięcia na bok wszystkich problemów, zapomnienia o nich. Po występie jestem jak nowy.
MS: A jak wasi odbiorcy? Mówiliście, że młodzież bawiła się z wami nawet w klubach…
BB: Wszędzie, gdzie się pojawimy, zaczyna się prawdziwe szaleństwo! Na koncercie z okazji senioraliów na Uniwersytecie Warszawskim było z 300 osób, a nasze piosenki bywają nieco frywolne, więc czasem nie wiemy jak ludzie zareagują. Ale wtedy to się naprawdę zadziało! Po pierwszej piosence wszyscy się rozkręcili!
ML: Duży jest odzew od młodych artystów, animatorów, którzy z rozmów z seniorami czerpią inspirację. Są zdumieni, że im się w ogóle chce, że to wszystko się dzieje i to bez żadnych finansowych zysków. Także nasze „zbierackie” akcje dotyczące historii i folkloru zbudziły spore zainteresowanie. Bardzo fajne jest też to, że kiedy poznają nas jacyś młodzi ludzie to często następnym razem przyprowadzają swoich rodziców albo i dziadków, tworzy się więc naprawdę międzypokoleniowe porozumienie.

Zdjęcia: Mikołaj Starzyński

1 komentarze:

ms pisze...

:)

Prześlij komentarz