„Plac Hallera Projekt” projekt zrealizowany w
ramach programu „Seniorzy w akcji” to cykl międzypokoleniowych wydarzeń, które
doprowadziły do stworzenia muzycznego spaceru po Placu Hallera, który nawiązuje
do tradycji wspólnego śpiewania, muzykowania i tańczenia w Warszawie. Spacer
powstał na bazie starowarszawskich i staropraskich piosenek i tańców, jak
również na podstawie wspomnień mieszkańców Placu Hallera na temat sposobów
zabawy na Starej Pradze. Mikołaj Starzyński rozmawia z Magdą Latuch i Bogdanem
Bocheńskim – liderami projektu.
Mikołaj Starzyński: Zacznijmy może od tego jak się
poznaliście?
Magda Latuch: To było trzy lata temu.
Dostałam się do „Laboratorium Animatorni”, czyli do programu, wpierającego
młodych animatorów kultury w ich działaniach. Miałam więc możliwość realizacji swojego
projektu, a akurat w tym czasie dowiedziałam się o grupie na Brzeskiej, że są
tam fajni, aktywni seniorzy, którzy bardzo lubią śpiewać, ale z powodu braku
środków finansowych całego Ośrodka Pomocy Społecznej nie ma ludzi, którzy
prowadzą z nimi stałe zajęcia. Stwierdziłam, że bardzo chcę poznać tę grupę i
wykorzystać uzyskane dofinansowanie w kontekście współpracy z nimi. Najpierw
poznałam kierowniczkę, Marylę Majchrzak, która opowiedziała mi o grupie, o tym,
że brali udział w akcji malowania murali na Brzeskiej. Pokazało mi to, że mowa
o grupie otwartej na różne działania. Przyszłam więc do nich pewnego dnia, w
trakcie obiadu, przedstawiłam się i zaproponowałam, żeby coś razem pośpiewać.
Zaprosiłam do tego projektu chłopaków z CzessBandu, bo współpracowaliśmy z nimi
już wcześniej, znałam też Justynę Jary, o której wiem, że zależy jej na
zbieraniu folklorystycznych praskich piosenek. Szybko zaiskrzyło, śpiew,
piosenka były czymś, co nas łączyło. I chęć zrobienia czegoś wspólnie.
MS: Czyli spotkaliście
się po raz pierwszy właśnie wtedy. Bogdan, jak zareagowałeś tamtego dnia na propozycję
Magdy?
Bogdan Bocheński: Ona była, Justyna
była, Łukasz z zespołu był… Poznałem naprawdę fajnych ludzi. Oni „swoi” byli,
nie zadzierali nosa – i to mnie ujęło. Można powiedzieć, że skoczyliśmy na
głęboką wodę. Początki były trudne, bo ciężko było nam zgrać się głosami, z
muzyką… Ale każdego kolejnego dnia było lepiej. I nagle Madzia mówi: „Mamy
występ w lokalu W Oparach Absurdu”. Wystąpiliśmy i okazało się, że to się podoba!
Oczywiście były jakieś błędy, przed tym się nie ustrzeżemy, ale ludzie naprawdę
się bawili! Cieszyli razem z nami, śpiewali, tańczyli! To było coś wspaniałego,
choć na początku mieliśmy tremę. Ale tych występów było w sumie kilkanaście.
Okazało się, że mimo iż jesteśmy „starsi” to taka aktywność jest potrzebna i
podoba się młodym. Czerpiemy z tego coraz większą satysfakcję.
ML: Mi się wydaje, że wielką siłą tego
zespołu jest to, że wszyscy jesteśmy amatorami. Owszem, niektórzy z nas
śpiewali już wcześniej gdzie indziej, ale postanowiliśmy zminimalizować presję dotyczącą
profesjonalizmu. Za każdym razem drukowaliśmy teksty i rozdawaliśmy je ludziom,
żeby zrobić z tego wspólne śpiewanie. I to działało.
MS: Bogdanie, słyszałem, że zbierasz teksty starych
praskich piosenek, to prawda?
BB: Tak. Ja już w szkole podstawowej
zacząłem spisywać je do zeszytów i w ciągu kilku lat zapisałem ich sześć, czyli
około ośmiuset piosenek. Do tego zbierałem też książki o muzyce, płyty… No i
nagle okazuje się, że się przydały – ładnych kilka piosenek wybraliśmy, a sporo
pewnie jeszcze wykorzystamy.
ML: To było śmieszne. Przyszłyśmy
wtedy z Justyną i powiedziałyśmy, że chcemy zebrać stare piosenki, na co Bogdan
wyciąga zapisane zeszyty – „proszę”. Mieliśmy później dylemat co zrobić, jaki
repertuar wybrać, bo jest nas jednak sporo i były różne koncepcje: czy
biesiadne, czy powstańcze i tak dalej.
MS: Ale ktoś z was zarządzał, wybraliście lidera?
BB: Nie, decydowaliśmy wspólnie.
Wiadomo było, że głównym tematem jest Praga. Ale nie zamykaliśmy się w kręgu
tych piosenek, tylko wychodziliśmy poza – potrafiliśmy zaśpiewać piosenki
cyganerii, Agnieszki Osieckiej czy powstańcze… Jak pojechaliśmy na Kaszuby to
śpiewaliśmy „Nalot”, który wszyscy tam znali i szaleli.
ML: Zaczęło się więc od tego, że spotkaliśmy się na Brzeskiej, w ramach projektu „Cała Praga śpiewa z nami”, i naszym celem było stopniowe wychodzenie z występami „na zewnątrz” – z początku głównie do praskich kawiarni. Kiedy dotacja i projekt się skończyły, miałam silne przekonanie, że koniecznie trzeba go kontynuować, bo jesteśmy rozkręceni i rozśpiewani. Więc zaczęliśmy kombinować co dalej i udało nam się otrzymać dotację od Centrum Komunikacji Społecznej na realizację projektu „Program Aktywna Praga”. Zakładał on właśnie kawiarniane spotkania sąsiedzkie i wspólne śpiewania. Trwało to rok. Pozwoliło nam regularnie występować, rozkręciła się też współpraca z innymi klubami, w których organizowaliśmy potańcówki międzypokoleniowe. Pamiętam, że raz ludzie odbijali się od bramki, tak dużo zebrało się osób. Nauczyliśmy się wtedy też tego, że organizując taką imprezę potrzebne są też dla starszych miejsca siedzące i stoliki. Ale z drugiej strony była to świetna okazja, żeby pokazać seniorom jak wyglądają młodzieżowe kluby.
ML: Zaczęło się więc od tego, że spotkaliśmy się na Brzeskiej, w ramach projektu „Cała Praga śpiewa z nami”, i naszym celem było stopniowe wychodzenie z występami „na zewnątrz” – z początku głównie do praskich kawiarni. Kiedy dotacja i projekt się skończyły, miałam silne przekonanie, że koniecznie trzeba go kontynuować, bo jesteśmy rozkręceni i rozśpiewani. Więc zaczęliśmy kombinować co dalej i udało nam się otrzymać dotację od Centrum Komunikacji Społecznej na realizację projektu „Program Aktywna Praga”. Zakładał on właśnie kawiarniane spotkania sąsiedzkie i wspólne śpiewania. Trwało to rok. Pozwoliło nam regularnie występować, rozkręciła się też współpraca z innymi klubami, w których organizowaliśmy potańcówki międzypokoleniowe. Pamiętam, że raz ludzie odbijali się od bramki, tak dużo zebrało się osób. Nauczyliśmy się wtedy też tego, że organizując taką imprezę potrzebne są też dla starszych miejsca siedzące i stoliki. Ale z drugiej strony była to świetna okazja, żeby pokazać seniorom jak wyglądają młodzieżowe kluby.
BB: Chcieli potańczyć, ale stali, ściśnięci
jak śledzie w puszcze!
ML: Kiedy ten projekt się skończył,
zaaplikowaliśmy razem z Bogdanem w imieniu naszego zespołu (który wspólnie
nazwaliśmy Cała Praga Śpiewa) do konkursu „Seniorzy w akcji”. Zaproponowaliśmy
nasz pomysł na „ożywienie” Placu Hallera.
MS: I tak powstał „Plac Hallera Projekt”?
ML: Tak. Myśleliśmy co zrobić z tym
naszym „nakręceniem”, chęcią wychodzenia do ludzi. Chcieliśmy znaleźć
przestrzeń, która na Pradze jest niewykorzystywana, gdzie są ludzie, ale nic
się nie dzieje. Plac Hallera jest właśnie takim miejscem, w którym jest dużo
starszych osób, siedzących na co dzień na ławce, są rodziny z dziećmi, jest
pętla autobusowa, są ciągi komunikacyjne, poczta, sklepy itd. No i udało nam
się – przeszliśmy z Bogdanem przez szereg warsztatów zorganizowanych przez
Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”, przygotowujących do realizacji projektu.
MS: Czego się tam nauczyliście?
BB: Pierwsze warsztaty mieliśmy w
Powsinie. Z początku byłem trochę stremowany, ale okazało się, że mogę się w
pewnych sprawach wypowiadać, czerpiąc z własnego doświadczenia. Nauczyliśmy się
jak współpracować z grupą, jak sprawiać, żeby jej członkowie włączyli się do
działania.
ML:
Mieliśmy też fajne zajęcia z rozwiązywania konfliktów, co mi dużo dało. Wtedy
po raz pierwszy dotarła do mnie refleksja, że to ja jestem osobą odpowiedzialną
za wiele spraw, że mam funkcję organizacyjną, pilnuję terminów itd. Objawiła
nam się też konkretna wizja planowanego projektu.
BB: No i
w zimie zaczęliśmy cotygodniowe spotkania w Klubie Złotego Wieku. Przedstawiany
był rys historyczny Placu Hallera, kolejnego dnia śpiewanie, zapraszaliśmy
ludzi, żeby z nami śpiewali, uczyli się… I tak przez całą zimę.
ML:
Dzięki tym spotkaniom zdobyliśmy też mnóstwo wspomnień na temat Placu Hallera.
Ważna w tym kontekście jest nasza współpraca z Muzeum Pragi, którą nawiązałam
dzięki znajomości z Katarzyną Kuzko-Zwierz. Okazało się, że bardzo zależy im na
zbieraniu informacji o Placu Hallera. Na te spotkania przychodzili też
okoliczni mieszkańcy, dzięki czemu zebrałyśmy od nich wspomnienia i zdjęcia. Na
ich podstawie powstała wystawa „Praski MDM”. Tak więc zrobiliśmy niezłe
zamieszanie, a w styczniu wróciliśmy na Brzeską, żeby wziąć się za przygotowania
do spaceru.
MS: Czy seniorzy
sprawdzają się „w akcji”? I czy międzypokoleniowość stanowiła jakąś przeszkodę
we współpracy?
ML:
Seniorzy sprawdzają się świetnie. Wiadomo, to zależy od człowieka, ale
potencjały, którymi oni dysponują to przede wszystkim sporo wolnego czasu. Mają
też mnóstwo entuzjazmu i energii, której większość moich rówieśników nie
okazuje. Są to ludzie z ogromnym doświadczeniem życiowym. Imponuje mi też ich
umiejętność cieszenia się z sukcesów, ale i radzenia sobie z porażkami.
MS: W waszej grupie
musiały mieć miejsce jakieś konflikty, prawda?
ML: No,
cały czas! Nasza sytuacja jest taka, że są wśród nas sami indywidualiści i same
oryginały - i jeżeli chodzi o seniorów, i o muzyków. Każdy ma swoją wizję. Jest
sporo „wybuchowych” osób… Najważniejsze jest jednak to, że my się po prostu
lubimy, co pozwala na szczerość. Konflikty „powyłaziły” nam trochę przy okazji
organizacji ostatniego projektu. Przysługiwała nam wizyta „latającego animatora
kultury”. Był nim Konrad, który odwalił kawał świetnej roboty, bo
potrzebowaliśmy wzmocnić się w poczuciu, że każdy z nas jest ważny – nie ma
gwiazd ani osób „na doczepkę” tyko wszyscy jesteśmy równie ważni.
MS: A między wami były
jakieś spięcia?
BB: Z
Madzią nie, my się dobrze dogadujemy. Dla mnie ona jest młodszą siostrą, której
zawsze mi brakowało. Ona mi powie jaki jest problem, ja jej powiem – i wszystko
gra.
ML:
Bogdan jest bardzo obowiązkowy. Ja, jak czasem się nie wyrabiam to zapominam o
czymś i widzę czasem spojrzenie, które mówi: „No, Magda, miała być płytka na
dzisiaj! I nie ma!”. Jest też między nami tak, że kiedy ja jestem na przykład
na jakichś warsztatach już bardzo zmęczona, Bogdan się uaktywniał – i na
odwrót.
MS: Jakie są wasze
refleksje po zakończeniu projektu dotyczącego Placu Hallera?
BB: Można
było dociągnąć bardziej organizacyjne sprawy. Ale to wszystko wychodzi w
marszu. Kiedy zaczynaliśmy ten projekt nie wiedzieliśmy nic, a nagle okazało
się, że ludzie dołączają, pomagają.
ML: Ja
mam bardzo pozytywne odczucia po tym spacerze muzycznym wokół Placu Hallera. Bo
przygotowania trwały bardzo długo, od września. Dużo się w międzyczasie
zadziało – i w grupie, i na Pradze – dzięki nam. Baliśmy się, że nikt nie
przyjdzie, a była cała procesja! Sama forma spaceru jest też dobrym narzędziem
do współpracy z mieszkańcami, bo każdy może dołączyć. Idzie się do jakiegoś
punktu, po drodze jest czas, żeby porozmawiać. To przypomina też uliczne,
grajkowe akcje.
BB: Teraz
już tego nie ma, ale po wojnie, przeważnie w weekendy: trąbka, akordeon,
bębenek – szli, śpiewali różne piosenki. Ludzie rzucali pieniądze. I to było w
tym stylu zrobione.
MS: Tak wyszło
przypadkiem czy taki mieliście pomysł? Wasz projekt ma na celu wskrzeszenie
dawnych zwyczajów?
BB:
Pomysł był, ale wyszło to wszystko jakoś spontanicznie. Naszym celem jest
nawiązanie do tradycji, do korzeni. Wiadomo przecież, że Praga była kiedyś inna
– życie toczyło się na ulicach, w bramach, na podwórkach. Ludzie żyli,
mieszkali, umierali na tej samej ulicy. Ale wszyscy się bawili, tańczyli, była
świetna atmosfera!
ML:
Chłopaki z CzessBandu robią takie właśnie uliczne grania, więc spotkaliśmy się
z nimi we wspólnej chęci wyjścia na ulicę. Bo dziś ludzie siedzą jednak głównie
w kawiarniach. Nieraz obawiałam się, że grając na przykład pod cukiernią ktoś oskarży
nas o zakłócanie porządku. Tymczasem wszystkim bardzo się podobało. Planujemy
trzy kolejne spacery muzyczne: na Pradze Płn., Pradze Płd. i Woli.
Wystartowaliśmy też drugi raz w kolejnej edycji „Seniorów w akcji” z pomysłem
zrobienia zamieszania na ulicy Brzeskiej. Za duży sukces uważam też stworzenie
naszego śpiewnika, który jestem efektem wielu godzin porządkowania piosenek.
BB: Chcę
wspomnieć o Krzyśku, który pisze teksty piosenek, na przykład „Chłopaków z
Pragi”. Na spacerze Krzysiek dostał brawa! Ludzie od razu inaczej na to patrzą.
Dla mnie śpiewanie jest możliwością odsunięcia na bok wszystkich problemów,
zapomnienia o nich. Po występie jestem jak nowy.
MS: A jak wasi
odbiorcy? Mówiliście, że młodzież bawiła się z wami nawet w klubach…
BB: Wszędzie,
gdzie się pojawimy, zaczyna się prawdziwe szaleństwo! Na koncercie z okazji
senioraliów na Uniwersytecie Warszawskim było z 300 osób, a nasze piosenki
bywają nieco frywolne, więc czasem nie wiemy jak ludzie zareagują. Ale wtedy to
się naprawdę zadziało! Po pierwszej piosence wszyscy się rozkręcili!
ML: Duży
jest odzew od młodych artystów, animatorów, którzy z rozmów z seniorami czerpią
inspirację. Są zdumieni, że im się w ogóle chce, że to wszystko się dzieje i to
bez żadnych finansowych zysków. Także nasze „zbierackie” akcje dotyczące
historii i folkloru zbudziły spore zainteresowanie. Bardzo fajne jest też to,
że kiedy poznają nas jacyś młodzi ludzie to często następnym razem
przyprowadzają swoich rodziców albo i dziadków, tworzy się więc naprawdę międzypokoleniowe
porozumienie.
Zdjęcia: Mikołaj Starzyński
1 komentarze:
:)
Prześlij komentarz