środa, 8 stycznia 2014

INTERNETOWE LEKCJE RĘKODZIEŁA

The Amazings to inicjatywa mieszkańców Anglii, która polega na zamieszczaniu w Internecie lekcji tradycyjnych umiejętności związanych z rękodziełem. O sposobach i technikach opowiadają, mistrzowie tych umiejętności, seniorzy i seniorki. Każdy może obejrzeć filmik pokazujący w jaki sposób daną rzecz wykonać. Idea przyświecającą stronie, która zawiera tzw. tutoriale (filmy instruktażowe) to przekazanie kolejnym pokoleniom umiejętności, które mogą z czasem zaniknąć. Filmy powstają przy współpracy z młodymi ludźmi, starsi przekazują im tajniki swojej wiedzy.
Link do anglojęzycznej strony inicjatywy:
https://www.theamazings.com/online_activities/24
https://www.theamazings.com/pages/purpose?autoplay=true
https://www.theamazings.com/online_activities


Źródło zdjęć:https://www.theamazings.com/online_activities

GNIEWNE BABCIE


Gniewne Babcie (Raging Grannies) narodziły się w latach 80-tych w Montrealu ( Kanada), by promować pokój, sprawiedliwość i ochronę środowiska. Do ruchu należą kobiety w wieku od 55 do 90 lat i mają bardzo szczytne cele. Chcą stworzyć bardziej ludzki świat pozbawiony przemocy, nie tylko dla swoich wnucząt, ale także dla wszystkich mieszkańców planety. Stereotyp babci działał od początku ruchu na jego korzyść, dzięki niemu aktywistki mogły się dostać do miejsc, gdzie zazwyczaj trudno protestować; na spotkania z przywódcami krajów, komisje rządowe i posiedzenia korporacji. Ubrane w niedorzeczne „babcine” ciuchy i wielkie kapelusze, śpiewają humorystyczne piosenki i inscenizują uliczne przedstawienia, by zwrócić uwagę tłumów i mediów na ważne tematy.

Protestujące Gniewne Babcie z Montrealu;
http://projets.studioxx.org/projets/histoiresOrales_vsn1/Vequipe/theres_chris/projet_index.html, dn.17.12.13

Babcie śpiewają o wojnie, zanieczyszczeniu środowisku, wzrastających budżetach na wojsko, opiece zdrowotnej, minach, fair trade (sprawiedliwy handel), zmianach klimatycznych, jedzeniu modyfikowanym genetycznie i o wszystkim, co wydaje im się ważne. Większość z akcji zachęca ludzi do zaangażowania w sprawę, Babcie sugerują, co można zrobić i do kogo napisać, by coś zmienić. Jak mówi motto Gniewnych Babć: gdzie robi się gorąco Gniewne Babcie z Montrealu wściekają się, nie ważne czy są mile widziane czy nie!
Gniewne Babcie biorą udział w komisjach rządowych, programach edukacyjnych, prezentacjach dla różnych grup społecznych oraz niezliczonych marszach i demonstracjach. Za ich wyjątkowy wkład w troskę o pokój na świecie zostały nagrodzone Kanadyjskim Medalem Pokoju YMCA w 2001 roku. Ruch rozprzestrzenił się do ponad 35 miast Kanady, a także do innych krajów świata. Nie zapowiada się, by Gniewne Babcie poszły na emeryturę, bowiem jak śpiewają: w naszym babcinym stadku, nikt nie usiedzi spokojnie na zadku!

Tekst: Katarzyna Belczyk

Gniewne Babcie z Montrealu: http://www.raginggranniesmontreal.ca/
Gniewne Babcie- strona międzynarodowa: http://raginggrannies.org/
Gniewne Babcie na Wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/Raging_Grannies

DESIGN CZYLI SENIOR NA WARSZTACIE

Robert Pludra jest designerem, Zuza Sikorska animatorką kultury. Jako Latający Designerzy prowadzą w Towarzystwie „ę” projekty, spotkania i warsztaty z obszaru designu społecznego. Jak sami mówią: - Chcemy zachęcić ludzi do przyglądania się swojemu otoczeniu i zainspirować do  działania i eksperymentowania. Jeżeli chcesz, możesz być sprawczy. O „Latających designerach”, współpracy z seniorami, „Seniorach w Akcji”, „Archipelagu pokoleń” i designie na plaży rozmawia Marcin Fiedorowicz. 

Foto: Kamila Szuba

Marcin Fiedorowicz: Czym dla was jest design?
Robert Pludra: Pojęciu designu jest bardzo pojemne, mieści się w nim bardzo wiele: projektowanie mody, wzornictwo przemysłowe, projektowanie graficzne. Kiedyś częściej mówiono o produktach jako obiektach, teraz mówi się o usługach, z ang. tzw. service design. Ale jeśli szeroko mówimy o designie, dla mnie oznacza on usprawnianie życia. Projektowanie narzędzi czy obiektów, ale też działania, które zaspokajają potrzeby, rozwiązują konkretne problemy.
Ale jakie kwestie możemy poddać analizie?
Robert: Wszystkie. Tutaj z okna widzimy przystanek autobusowy. To też może być zagadnienie do analizy. Zbieramy grupę mieszkańców, zadajemy im pytanie: „Czy ten przystanek zaspokaja wasze potrzeby? Czy natrafiacie na jakieś problemy, gdy z niego korzystacie?”. Odpowiedzi byłyby różne: siedzenia na przystanku są za niskie, za wysokie, niewygodne. Dlaczego wiaty są takie małe, czemu nie ma oświetlenia i tak dalej... Wtedy ja- jako projektant  mogę na to spojrzeć z różnych stron. Jeśli chodziłoby o oświetlenie, skąd wziąć energię? W wypadku powiększenia wiaty musimy pamiętać  o pozostawieniu odpowiedniej przestrzeni na chodniku. Czy człowiek na wózku będzie mógł przejechać obok przystanku? Czy ten przystanek będzie odpowiedni do różnych typów autobusów? Szukamy technologii, które pozwolą na realizację tego projektu, szacujemy koszty i tak dalej.
Czyli designer urealnia, ściąga na ziemię te wszystkie pomysły?
Zuza Sikorska: Trochę tak. Praca z projektantami , pozwala nam przeprowadzić ludzi przez cały proces: od teoretyzowania i budowania koncepcji do realizacji i testowania swoich pomysłów w praktyce.
I co na przykład razem robiliście z ludźmi?
Zuza: Meble plażowe (śmiech)
Robert: Chcieliśmy wejść w przestrzeń miejską i coś w niej zrobić. Tematem była Wisła. W ramach różnych dyskusji i spotkań powstały trzy różne koncepcje tego, co chcielibyśmy stworzyć. Wybraliśmy jedną, która miała potencjał realizacji. Takie działanie w stylu: „zrób to sam”. I razem z grupą zbudowaliśmy meble plażowe.
Zuza: Po etapie koncepcyjnym wyszliśmy w przestrzeń i zaczęliśmy budować zaprojektowane obiekty: sami cięliśmy, wierciliśmy przykręcaliśmy śruby. A potem testowaliśmy te nasze meble. Zapraszaliśmy ludzi do sprawdzenia jak im się z nich korzysta. Ważnym elementem naszej pracy jest upowszechnianie gotowych rozwiązań, dlatego na koniec każdego działania udostępniamy wybrane projekty w formie prostych instrukcji „zrób to sam” i zachęcamy innych ludzi do korzystania z wypracowanych przez nas rozwiązań.

To były działania, w które angażowaliście seniorów?
Robert: Grupa była bardzo różnorodna. Wśród uczestników była jedna seniorka. Gdy ludzie mówili, że nad Wisłą nie da się czegoś zrobić, ona opowiadała nam jak było w przeszłości, jak ludzie sobie z tym radzili w latach 50 tych. To bardzo nas otwierało na nowe rozwiązania, pokazywało, że można i da się!
Zuza: Tym, co nasze działania dają ludziom – i czego ja też nauczyłam się od designerów – to jest odmienna perspektywa. Może warto wychodząc ze swojej klatki schodowej, z której wychodzę codziennie od wielu lat, pierwszy raz rozejrzeć się, spojrzeć i zastanowić się, jak mi się z tego korzysta, czy lubię tę przestrzeń, czy nie byłoby dobrze czegoś tu zmienić? Chcemy zainspirować ludzi do myślenia, że mogą mieć wpływ na świat w którym żyją i że warto wspólnie działać, mieć wpływ, być sprawczym.
I seniorzy są sprawczy?
Zuza:
  Aktywistów w starszym wieku jest coraz więcej. Towarzystwo „ę” od lat realizuje program „Seniorzy w akcji, dla ludzi, którzy chcą zrealizować swoje pomysły działając w ten sposób na rzecz swojej społeczności.
Możecie podać przykłady tych działań?
Robert: Wiesz, pomysły były bardzo różnorodne. Nagranie płyty z aranżacjami starych piosenek, tworzenie wirtualnego muzeum miasta, warsztaty rękodzieła, cykl zajęć w przedszkolach.
Zuza: Szukamy lokalnych liderów, którzy chcą się rozwijać i dzielić swoją pasją z innymi. Otrzymali dotacje na realizację własnych pomysłów, ale przede wszystkim wzięli udział w szkoleniach i warsztatach wspierających ich w działaniach. My z Robertem poprowadziliśmy warsztaty o designie społecznym. Chcieliśmy ich nauczyć wykorzystywać design jako narzędzie, sposób myślenia i metodę pracy.
Jak to wyglądało?
Zuza: Opowiadaliśmy czym jest design społeczny i jak można łączyć go z działaniami animacyjnymi, pracą w lokalnych społecznościach, jak można włączyć go w proces wymyślania i realizacji projektu.
Robert: I analizuje się pod różnymi kątami. A jeżeli nie starcza nam pomysłów i umiejętności, zapraszamy specjalistów, którzy poszerzają swoją wiedzą nasze kompetencje.
I jakie były reakcje na takie metody pracy? To chyba coś nowego dla seniorów?
 Zuza: Kiedy po pierwszych burzach mózgu dajemy im narzędzia, materiały nawet tak proste jak biała kartka papieru, i prosimy o stworzenie modeli przestrzennych zawsze słyszymy: - Nie umiem, nie mogę, nie mam pomysłów.
Robert:. Dlatego powtarzamy, że nie zależy nam na jakości wykonania. Chodzi o notatkę myśli, szkic, który jest trójwymiarowy. Wtedy za dużo nie trzeba opisywać, można lepiej wyobrazić sobie i pokazać jak to mogłoby zadziałać. To lepiej przemawia do wyobraźni innych, pozwala znaleźć słabe i mocne punkty pomysłu, zadać sobie nowe pytania.
Zuza: Nie ustępujemy. Mówimy macie pięć minut, powodzenia. Wracamy i zawsze okazuję się, że ci ludzie mają mnóstwo świetnych pomysłów. To jest ten moment, który ich odblokowuje. A oni zawsze są dumni i zdziwieni, że dali radę, że są tacy kreatywni.
Zuza, pamiętasz swój pierwszy projekt z seniorami?
Zuza: Pamiętam, byłam przerażona czy sobie poradzę. Sytuacja pracy z ludźmi, którzy są dwa razy starsi, dużo bardziej doświadczeni jest wymagająca, ale też bardzo ciekawa i rozwijająca. Seniorzy z którymi się spotykam są dociekliwi, ale też otwarci. Chętnie dzielą się wiedzą, dyskutują i uczą nowych rzeczy.
A dla ciebie Robert, co było wyzwaniem?
Robert: Jak pracowałem z młodszymi ludźmi, albo w moim wieku, układ był często bardziej partnerski. Taką przyjmujemy strategię, jesteśmy „na ty”, razem działamy. Jeśli jest między nami dziesięć lat różnicy, to wszyscy możemy rozmawiać jak znajomi. Seniorom jest trudno przyjąć taką konwencję, rozmawiać z takiej perspektywy.
Zuza: Ale oni uwielbiają dyskutować, spierać się. Dla mnie ważne są te rozmowy, wymiany poglądów, różne spojrzenia na te same zjawiska. Dzięki temu problemy, które bierzemy na warsztat są głębiej i wnikliwiej przeanalizowane.
No właśnie, jaka jest ta perspektywa seniorów, jak odbierają otoczenie, na jakie problemy napotykają?
Zuza: Takich wyzwań i obszarów, które warto byłoby usprawnić jest mnóstwo i powoli zwiększa się ich świadomość. Seniorzy też są różni, są bardzo niejednolitą grupą. Ale wszyscy dużo mówią o potrzebie spotkań z młodymi, o wymianie międzypokoleniowej, o chęci dzielenia się wiedzą, o potrzebie dostępu do informacji.
Robert: To ujawniło się np. przy naszej współpracy z Urzędem m. st. Warszawy. Oni realizowali swój projekt i zajmowali się tworzeniem centrum seniora w dzielnicy Nowolipki. Zaprosiliśmy na spotkanie Lecha Uliasza, który koordynuje ten projekt (z ramienia Biura Polityki Społecznej), aby opowiedział o nim seniorom. My mieliśmy potem wypracować rekomendacje.
Zuza: Więc zapytaliśmy ludzi: „ jak to widzicie? Jak według was powinno wyglądać centrum seniora?”. No i okazało się, że seniorzy, nie chcą „ centrum seniora”. Nie chcieli takiego getta, miejsca gdzie są sami seniorzy. Zamiast tego zaproponowali stworzenie centrum międzypokoleniowego, gdzie młodzi ludzie korzystaliby z wiedzy i umiejętności ludzi starszych, a starsi uczyli się od młodych. Chcieli je aktywnie współtworzyć, być współodpowiedzialni, chodziło im o budowanie wspólnoty.
Robert: Ważnym elementem który nam wskazali seniorzy był system informacji. Pojawiały się pomysły jak informować o samym centrum, jak do niego skutecznie zapraszać, jak dotrzeć do potencjalnych użytkowników takiego miejsca.
Zuza: Pracując z seniorami widzimy, że rzeczywiście brakuje miejsc i mediów, które by ułatwiły seniorom dotarcie do informacji o tym co dzieje się w mieście, z czego i gdzie mogliby skorzystać , na jakich zasadach. Widać zresztą wyraźnie, że w jakiegoś powodu na ciekawe, bezpłatne wydarzenia przychodzą sami młodzi.
Może seniorzy nie są zainteresowani?
Zuza: Niektórzy może nie są. Ale też często nie czują się zaproszeni. Bardzo często ta informacja do nich nie dociera. Albo nie jest dla nich zrozumiała. Plakaty, ulotki, kampanie informacyjne często projektuje się, nie myśląc o potrzebach osób starszych. A jeśli robimy coś za publiczne pieniądze, powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby jak najwięcej mieszkańców mogło z tego skorzystać.
Ale jeśli już informacja do nich dotrze, co jeszcze stanowi barierę?
Zuza: No właśnie, zadawałeś sobie to pytanie, dlaczego seniorzy nie wychodzą wieczorem pogadać w fajnej klubokawiarni, do której sam chodzisz? Dlaczego nie spotykasz ich w kawiarniach, restauracjach? Oni często nawet nie wiedzą, że w ich dzielnicy powstały nowe miejsca no i zazwyczaj nie czują się tam dobrze, nie czują się tam mile widziani.
I próbowaliście to jakoś zmieniać?
Zuza: W ramach projektu „Archipelag pokoleń” zorganizowaliśmy cykl  spotkań i dyskusji w modnych warszawskich lokalach: „Państwo miasto”, „Sztuki i Sztuczki”, „Klubokawiarnia Towarzyska” i „Cafe Kulturalna”. Nasi seniorzy byli tymi miejscami zachwyceni. Opowiadali mi potem, że zaczęli umawiać się ze swoimi znajomymi w tych miejscach. Ważna dla nich była otwartość właścicieli, to że barmani nie patrzyli na nich krzywo, że czuli się na miejscu.

http://e.org.pl/design/
http://e.org.pl/meble-nad-wisla/

Marcin Fiedorowicz – socjolog, trener antydyskryminacyjny, dziennikarz. Od 2005 roku związany ze środowiskiem organizacji pozarządowych. Współpracuje z Magazynem HUSH oraz portalem „Art & Business”, gdzie pisze o modzie, designie i sztuce. 



 Foto: Kamila Szuba, Krzysztof Pacholak


SYNERGIA POKOLEŃ

Szukaliśmy ludzi, którzy są skłonni spojrzeć szerzej na swoje rękodzieło, wyjść poza odtworzenie tradycyjnego rzemiosła, szukać inspiracji we współczesnym świecie, podpatrywać, co się dzieje w designie.

Z Lucyną Formelą z Gdańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości Starter, twórczynią i koordynatorką przedsięwzięcia 100palców rozmawia Agnieszka Wójcińska. 

- Pojawiliście się na ostatniej edycji warszawskiego festiwalu designu „Przetwory”. Czym jest 100palców?
- Marką twórców w wieku 50+ zajmujących się designerskim rękodziełem.  Dla tej marki stworzyliśmy internetową platformę sprzedażową działającą pod nazwą 100palców.

- Kiedy myślę „design” kojarzą mi się młodzi ludzie. Tymczasem 100palców, jak sama powiedziałaś, to seniorzy. Masz poczucie, że design i rękodzieło można połączyć z sukcesem?
- Tak, chociaż to bardzo trudne. Niezwykle ważny jest odpowiedni dobór uczestników. Przyjęliśmy do projektu piętnaście osób zajmujących się rękodziełem, wszystkie powyżej pięćdziesiątki i bezrobotne. Taki był wymóg, bo realizujemy projekt wspólnie z Powiatowym Urzędem Pracy w Gdańsku. Przez kilka miesięcy każdy z uczestników pracował z projektantami, przechodził szkolenia kreatywno-designerskie, biznesowe, w tym informatyczne, ponieważ musi sprzedawać przez internet, używać maila. Od września ubiegłego roku wszyscy prowadzą działalność gospodarczą.

 http://mariidom.100palcow.com/?route=product/product&product_id=57

- Jak rekrutowaliście uczestników?
- Zgłosiło się pięćdziesiąt osób, które spełniały kryteria formalne. Spośród nich projektanci, z którymi współpracujemy, wybrali najlepszych twórców rękodzieła. Na tym etapie ważne były prace wykonywane przez kandydatów, ich jakość, indywidualny rys, ale także otwartość i ciekawość ich autorów. W czasie rekrutacji trafiliśmy na osoby, które doprowadziły do perfekcji swoje produkty i wyraźnie komunikowały, że nie pozwolą na jakiekolwiek zmiany i ingerencje. My szukaliśmy ludzi gotowych się rozwijać, spojrzeć szerzej na swoje rękodzieło, wyjść poza odtworzenie tradycyjnego rzemiosła, szukać inspiracji we współczesnym świecie, podpatrywać to, co się dzieje w designie.

- Podasz przykład takiej otwartości na design w waszej grupie?
- Mamy panią, która przyszła do nas z tym, że robi na drutach. Współpraca z projektantką, zastanawianie się, jak to dostosować do dzisiejszego świata, doprowadziło do tego, że teraz dzierga krawaty z motywem łosi czy rowerów albo pokrowce na tablety, takie pod hipsterów. Jedna z naszych uczestniczek przyniosła na rekrutację lampy wytwarzane z masy papierowej. To się nie zmieniło, ale już podczas rekrutacji mówiła, że widzi, że niektóre z jej produktów mają zbyt dużo zdobień, że chce dążyć do większej prostoty. Na pewno współpraca z projektantką pomogła stworzyć jej serię nowoczesnych produktów. Inna, przez wiele lat pracowała w zakładach jubilerskich i wytwarzała produkty zgodnie z oczekiwaniami właścicieli. Teraz niezwykłą radość sprawia jej fakt, że może tworzyć autorską biżuterię, którą celnie nazywa „nieoczywistą”. Bardzo zależy nam na współpracy z osobami, które chcą poszukiwać i się rozwijać.

- A kim są uczestnicy waszego projektu tak bardziej prywatnie?
- W większości przypadków to osoby, które są już dziadkami. Dzięki doświadczeniu bycia babcią jedna z pań robi na drutach ubranka dla dzieci, które nie uwierają, bo nie mają szwów, a ścieg jest prowadzony tak, by przy zakładaniu sweterka rozciągał się w odpowiednim kierunku i nie wykręcał dziecku rączek. Pani Lucyna pamięta, że nie mogła kupić swoim wnukom ubrań z naturalnych materiałów, w związku z czym jej produkty są wykonane wyłącznie z wysokiej jakości wełny merynosa albo z jedwabiu. Inna uczestniczka podkreśla, że udział w projekcie zakończył w jej życiu trudny etap po śmieci męża. Wszyscy nasi twórcy byli osobami bezrobotnymi, niektórzy od lat. Możliwość ponownego wejścia na rynek pracy, prowadzenie działalności przez internet dało im dużo energii i wiary w swoje możliwości.
 http://eblonko.100palcow.com/?route=product/product&product_id=57

- Będą kolejni?
- Zdajemy sobie sprawę, że nasza marka musi być zasilana nowymi osobami. Mamy kilka scenariuszy jej rozwoju. Po zakończeniu realizacji projektu z końcem tego roku chcielibyśmy otworzyć platformę 100palców na nowe osoby, już teraz mamy liczne sygnały od tych, którzy chcieliby z nami współpracować. Możemy też powielić projekt we współpracy z powiatowymi urzędami pracy - jego uczestnicy dołączyliby do marki, którą zdążyliśmy wypracować. Mamy jeszcze kilka pomysłów na jej rozwój, za kilka miesięcy podejmiemy decyzje w tej sprawie.

- Kim są projektanci, z którymi współpracowali seniorzy ze100palców?
- Trzy młode designerki, Megi Malinowska i Marta Flisykowska z Gdańska oraz Justyna Apolinarzak z Łodzi. Wybieraliśmy je bardzo starannie. Musiały mieć odpowiednie portfolio z własnymi realizacjami, ale ważne było też, na ile są otwarte, potrafią dzielić się wiedzą i mentorować osoby starsze, które w znaczącej części nie miały przedtem do czynienia z designem, a niektóre nie potrafiły wymówić tego słowa.

- Na czym polegała praca projektantek z uczestnikami?
- Odbyły się jedne wspólne zajęcia, a potem prowadziły indywidualne doradztwo. Dyskutowały z uczestnikami wizję tego, co chcą robić, w niektórych przypadkach sporo czasu poświęciły na poszukiwanie inspiracji w pracach innych designerów, pokazywanie nowych technik. Ale niczego im nie narzucały, ostateczne pomysły na produkty należały do seniorów w projekcie. Zdarzały się cudowne transformacje.

- Na przykład?
- Jedna z uczestniczek, gdy do nas przyszła, szyła zwyczajne fartuszki kuchenne. We współpracy z projektantką zaczęła się zastanawiać, czy jest to rzeczywiście najlepszy produkt i jakiego rękodzieła brakuje na rynku. A ponieważ, jako właścicielka dwóch ogarów polskich, od lat nie mogła zdobyć porządnych legowisk dla swoich psów, zrodził się pomysł na psie kanapy z giętego drewna z tapicerką. Dopracowywała go pod okiem projektantki, aż powstał, moim zdaniem, bardzo ciekawy produkt.

-Skąd w ogóle pomysł na ten projekt?
- Inspiracją byli Szwajcarzy z Senior Design Factory. Dwójka młodych projektantów współpracuje z emerytami, często w mocno zaawansowanym wieku. Razem tworzą bardzo różne przedmioty. Idea połączenia robótek ręcznych, którymi wiele osób wciąż się zajmuje, z designem, wydała nam się fascynująca. Dla emerytów to z pewnością piękny pomysł na starość. W szwajcarskiej inicjatywie bardzo ważny jest aspekt społeczny, to, że ci starsi ludzie się spotykają, mają swoją kawiarenkę. W naszym projekcie ma on mniejsze znaczenie, ale widzę, że uczestnicy się wspierają, potworzyły się przyjaźnie. My chcieliśmy stworzyć przede wszystkim model biznesowy, dający naszym uczestnikom miejsce pracy i możliwość zarabiania na swoim hobby. W projekcie szwajcarskim zainspirowała nas też wspólna marka.

- Czemu jest taka ważna?
- Uczestnicy projektu mogą sprzedawać swoje wyroby samodzielnie, ale uznaliśmy, że będzie im dużo łatwiej wypromować się i utrzymać, jeśli będą działać pod jedną silną marką designarskiego rękodzieła twórców w wieku 50+. Wiadomo, że marki nie buduje się w miesiąc, a żeby ją wypromować potrzeba pieniędzy, przemyślanej strategii, konsekwencji. Teraz nad tym pracujemy i czas pokaże, na ile nam się to uda. Na razie staramy się, żeby nasza marka była obecna w mediach, żeby o niej mówiono, żeby była widoczna - stąd nasza obecność na „Przetworach”. Mieliśmy też przed Świętami stoisko w Galerii Bałtyckiej, największym gdańskim centrum handlowym, gdzie uczestnicy 100palców wystawiali swoje produkty. Dbamy o to, żeby 100palcówmiało charakter, nie trąciło kiczem, co oznacza, że uczestnicy nie mogą wstawiać do sklepu każdego przedmiotu, który stworzą i uznają za udany. Platforma 100palców jest jednak jednym z wielu kanałów dystrybucji, każdy twórca może i powinien poszukiwać innych możliwości sprzedaży swoich produktów. 
 http://babasia.100palcow.com/?route=product/product&product_id=53

- A nazwa 100palców?
- Jej powstanie to był długi proces. Na początku dokonaliśmy analizy, jakie są nasze wartości, co chcemy komunikować. Pytaliśmy o zdanie także naszych uczestników, którzy zaproponowali „Baby z rodzynkami”, bo w projekcie było dwanaście pań i trzech panów. Bardzo wdzięcznie, ale zależało nam, żeby promować markę także zagranicą, na rynkach Unii Europejskiej, a taka nazwa by się nam w tym nie przysłużyła.  Osobiście uważałam też, że nazwa nie powinna być anglojęzyczna, choćby dlatego, że nasi uczestnicy w większości nie znają tego języka, więc wydawało mi się to w sprzeczności z nimi. Ostatecznie stanęło na 100palcach, które są stosunkowo łatwe do wymówienia dla obcokrajowca, setka kojarzy się z wielością, a palce nawiązują do rękodzieła, niepowtarzalności i ludzkiego charakteru tworzonych produktów.

-Jak wasza platforma sprawdza się w praktyce?
- Jeśli chodzi o sprzedaż, wygląda to różnie. Są twórcy, których produkty budzą spore zainteresowanie, mają sprzedaż. Niektóre osoby nie sprzedają lub sprzedają mało, a to rodzi frustrację. Ale musimy pamiętać, że nasza platforma działa dopiero od trzech miesięcy, a praca nad wykreowaniem rozpoznawalnej marki wymaga znacznie dłuższego czasu.

- A ceny? Na pierwszy rzut oka wydały mi się dość wysokie.
- Nie ingerowaliśmy w nie.  Uczestnicy projektu mieli doradców biznesowych, ale to ich produkt i ich decyzja. Te przedmioty są dosyć drogie, ale wykonane są ręcznie, prawie wszystkie z wysokiej jakości, naturalnych materiałów. Oprócz ich wartości w cenę powinien być wliczony czas wykonania danego produktu, koszty mediów (np. w przypadku wypalania ceramiki wysoki koszt energii elektrycznej), a także stałe opłaty, takie jak ZUS. Po pierwszych kilku miesiącach sprzedaży niektóre osoby dostrzegły, że muszą popracować nad ceną. Weźmy na przykład ceramikę pani Uli. Drogie misy i patery sprzedają się w znacznie mniejszej ilości niż naszyjniki, a to właśnie te ostatnie stanowią główne źródło przychodu firmy Klee. Albo dziergany krawat w łosie. Uważam, że jest genialny. Na „Przetworach” wzbudził ogólny zachwyt, ale sprzedaż jest niewielka, bo jest drogi. Potencjalni nabywcy nie mają świadomości, że jego wykonanie zabiera co najmniej 12 godzin pracy, a cena nie może być niższa, bo spowodowałoby to, że godzina pracy twórcy oscylowałaby w granicach 3-5 zł. Dlatego na szkoleniach uczulaliśmy uczestników, że obok produktów wymagających dużego nakładu pracy czy materiałów, powinni mieć też takie, które są mniej pracochłonne i tańsze. Pani Ewa, autorka krawatów, robi także czapki, które dzierga się wielokrotnie krócej, więc mogą być tańsze, i nimi rekompensuje niską sprzedaż produktów droższych. Trzeba też brać pod uwagę, że chociaż krawat w łosie nie ma imponującej sprzedaży, ma ogromne znaczenie marketingowe, bo przyciągnął na stronę sklepu jego autorki wiele osób. Zdajemy sobie sprawę, że rękodzieło w Polsce nie sprzedaje się łatwo, bo wciąż jesteśmy dość ubogim społeczeństwem. Dlatego od początku wiedzieliśmy, że będziemy promować naszą markę zagranicą. W grudniu Michał Andrysiak, znany trójmiejski fotograf, wykonał autorską sesję naszych uczestników i ich produktów, którą chcemy pokazać w zagranicznej prasie. 
 http://manufaktorka.100palcow.com/?route=product/product&product_id=57

- Na „Przetworach” uczestnicy 100palców brali udział w warsztatach międzypokoleniowych. Co w sferze designu wnosi zetknięcie młodych i starszych?
- Przede wszystkim warsztat rękodzielniczy osób starszych jest często nieznany młodym, nawet projektantom. Załóżmy, że mamy w projekcie osobę, która przez całe życie pracowała przy produkcji obuwia. Dzisiaj jest doskonałym rzemieślnikiem. Młody projektant, który chciałby robić buty, najprawdopodobniej nie poradziłby sobie z tym zadaniem bez wiedzy dotyczącej procesu wytwórczego, którą posiada taki doświadczony rzemieślnik. Razem są w stanie stworzyć coś niesamowitego, co żadnemu z nich nie udałoby się w pojedynkę. Starsi mają też doświadczenie, jak choćby pani Lucyna, która jest babcią i wie, co jest ważne w ubrankach dla dzieci.  A co wnoszą młodzi - inspirację, szerszy kontekst, design. Taka synergia pokoleń.

- Oferujecie lampy, ceramikę, biżuterię, ubranka dla dzieci, kanapy dla psów. Kto jest potencjalnym klientem waszej marki?
- Ludzie w różnym wieku, raczej średnio zamożni i zamożni, częściej mieszkańcy większych aglomeracji i osoby, które cenią rzeczy unikatowe, rękodzieło.

- Wierzysz, że te rzeczy porządnie wykonane z dobrych materiałów mogą rywalizować z przysłowiową tanią chińszczyzną?
- W Galerii Bałtyckiej podszedł do naszego stoiska młody człowiek, dobrze ubrany, z imponującymi tatuażami na całym ciele. Zapytał, czy dostałby na siebie sweter z prawdziwej wełny, bo niczego takiego w galerii nie znalazł. Zdaję sobie sprawę, że nasz odbiorca nie jest masowym klientem, że należy do wąskiej grupy, ale on istnieje i naszym zadaniem jest dotarcie do niego. To największe wyzwanie, jakie stoi przed nami w tej chwili.

Strona sklepu:  www.100palcow.com