wtorek, 25 czerwca 2013

STAROŚĆ JEST CIEKAWA

Kawał historii do opowiedzenia, pewność siebie i zdrowy dystans. Dojrzali, doświadczeni, starzy. Kim są ludzie, których przyciągnął program Archipelag Pokoleń? Hanka Nowicka rozmawia o starości z trojgiem uczestników programu.


Elżbieta 69 lat

Elżbieta nosi okulary w czerwonych oprawkach. Sześć razy wracała się spod sklepu, ale w końcu je kupiła. Bo chciała! – podkreśla z dumą. Mieszka z mężem pod palmą w Al. Jerozolimskich w centrum Warszawy. Stąd ma blisko do ukochanych  muzeów, teatrów i filharmonii. Absolwentka teatrologii, przez większość życia pracowała w kręgach artystycznych. Jednak gdy przyszła „nowa Polska” Elżbieta postanowiła podbić rynek. Po 23 latach porzuciła pracę dla teatru i literatury, żeby stać się pierwszą w Polsce promocjonistką – specjalistką od raczkującego dopiero w Polsce Public Relations.

Elżbieta: - Bardzo szybko weszłam w kapitalistyczny styl pracy i płacy. W biurze reklamy dla telewizji robiłam eventy dla zagranicznych inwestorów promujące kulturę polską. Tam się całego kapitalizmu nauczyłam. Potem byłam redaktorką magazynu o sztuce reklamy, założyłam własne wydawnictwo i napisałam książkę dla dzieci o komputerach.  
Jesteś na emeryturze i nadal piszesz. Tym razem jako publicystka pod pseudonimem Elkis Sępica. W portalu kobieta50plus to najbardziej wyrazista cotygodniowa rubryka.
Skąd bierzesz energię do działania?  
Moje życie na nowo się ułożyło od czasu pierwszego kontaktu z Ę w redakcji międzypokoleniowej. Zebrano młodych i starych, zrobili dla nas wykłady, warsztaty i kazali nam pisać o miejscach i tematach związanych z Warszawą. Tam nauczyłam się pisać nowocześnie. Za moich czasów im dłuższy artykuł ktoś napisał, tym lepszym był dziennikarzem, teraz jest odwrotnie. Dzięki Ę byłam też w kontakcie z młodymi ludźmi. Człowiek, gdy kończy życie zawodowe, rzadko kiedy ma więzi z gronem rówieśników, o młodzieży nie wspominając. Ę łączy pokolenia młodych i starszych.
Co ci dają te spotkania międzypokoleniowe?
Ę daje mi możliwość otaczania się ludźmi, którym się czegoś chce. Wtedy i ja mam bodziec, żeby mi się chciało. W życiu młodego człowieka zmiana jest czymś naturalnym. Dzień składa się pewnie z 80 elementów. Mój dzień emerycki składa się z 10 elementów, z czego 4 elementy to jedzenie. Życie w naturalny sposób się zawęża. Już się nie chce: „już to widziałam, już wiem na czym to polega”. Grozi depresja, smuteczek poranny. Można zmurszeć, zleniwieć. Ludzie wokół to jedyne zabezpieczenie.
Zabezpieczenie przed czym? Jakie istnieje niebezpieczeństwo?
Że człowiek stanie się takim stereotypowym „staruchem”. Tu nie chodzi o wiek, ale o podejście do świata, zamknięcie na nowe. Mój ojciec, gdy miałam 17 lat, nieustannie pomstował na tych, którzy tańczą jazz i w ogóle się bawią.  Obiecałam sobie wtedy, że nigdy takim „staruchem” się nie stanę.  
Póki ktoś potrafi się zastanowić, jest otwarty. W ludziach zamkniętych grają rolę głównie emocje: „nie i już!” „Jak Ty możesz?”. To jest straszne! Takie stereotypowe „staruchy” potrafią być roszczeniowe, niechętne, niczego nie lubią. Módl się, żeby nie zostać „staruchem”, bo to wcale nie jest łatwe. Przychodzą różne okoliczności życiowe i zderzasz się z tym, że wszyscy wokół są młodsi.
A przecież starość jest nieuchronna.
Tak, ale jest też czymś bardzo naturalnym. Odkryłam to, gdy moja mama miała 60 lat. Bolała ją głowa. Zawiozłam ją więc do szpitala na badania. Siedziała 40 minut podłączona do różnych rurek. Po badaniu pan doktór dał mi kartkę i mówi: „wszystko jest w porządku, nie działa 60 proc. mózgu, ale reszta ok.” Byłam w szoku! Lekarz spojrzał ze zrozumieniem i tłumaczy mi: ”Pani mama ma 60 lat. Nie działa 60 proc. mózgu, na tym polega starzenie się. Reszta działa znakomicie i mam jeszcze długo dobrze pożyje.” Starość nie oznacza braku intelektualnych zdolności, bo ten proces wytracania komórek zaczyna się od 12 roku życia.


Małgorzata 50 lat

Najmłodsza z uczestników Archipelagu, 50-letnia biolog. Życie zawodowe związała z ochroną zdrowia. Uczyła studentów medycyny, napisała doktorat, a po nim zaczęła pracować dla firm farmaceutycznych. 18 lat pięła się po szczeblach korporacyjnej kariery. W 2012 objęła ją restrukturyzacja i Małgorzata wylądowała na bezrobociu.
Małgorzata: - Jak usłyszałam, że mnie zwalniają, poczułam ulgę. Nagle przestało być tak trudno i tak duszno. Przez 18 lat świat widziałam przez szybę: winda-samochód, samochód-parking podziemny, winda-biuro, lotnisko-dom, dworzec centralny-dom. Mieszkałam 12 lat w Warszawie, ale mojego miasta w ogóle nie znałam.
Na bezrobociu nie spoczęłaś jednak na laurach.
To prawda, jestem ekspertem, więc co chwila coś robię, piszę poradniki etc. A w międzyczasie wykorzystuję wszystkie możliwe bezpłatne kursy i szkolenia. Mam oczy i uszy otwarte na możliwość pozyskania funduszy. Moim celem jest założenie domu dziennego pobytu dla osób z łagodną postacią otępienia.
Skąd ten pomysł?
Jako konsultant medyczny firm farmaceutycznych zetknęłam się z chorobą Alzheimera, problemem starości i otępień. Zależy mi na tym, aby stworzyć chorym osobom dobre warunki do codziennych aktywności, ale też miejsce, gdzie będą mogli się spotkać z innymi.
Czemu te spotkania z innymi są tak ważne?  
Na Dalekim Wschodzie starość, zwłaszcza ta połączona z chorobą, ma w sobie o wiele więcej godności. Tam nikt się z nią nie boksuje. Wnuki widzą, że babcia powoli znika, czuje się coraz gorzej, w końcu tylko siedzi w fotelu, a w końcu zaśnie. Zadaniem otoczenia jest trwać przy niej, zadbać, przytulić, sprawić, żeby niczego jej nie brakowało. Kultura zachodnia odarła starość z humanizmu i wsadziła ją do szpitala. Daliśmy procedury, sztuczne podtrzymywanie, operacje. Warto się zastanowić, co by było, gdybyśmy tego nie mieli.
Co daje Ci udział w Archipelagu Pokoleń?
Zgłosiłam się do programu, bo też chcę mieć możliwość intensywnych spotkań z innymi – w moim wieku i starszych. Jako 50-latka jestem dopiero na początku mojego seniorstwa, więc trochę się przyglądam jak myślą, jak mówią, jakie mają prawdziwe potrzeby osoby starsze. Są różne inicjatywy. To takie szlachetne mówić „zróbmy coś dla seniorów”, ale seniorzy są różni. To nie jest homogeniczna grupa. Ja też jestem różnie przyjmowana przez osoby, które tu przychodzą.
Jesteś więc wewnętrznym obserwatorem grupy. Co wynika z Twoich obserwacji?
Ludzie w tym programie są świetni! Mają niesamowity dystans do swojej starości. Mówią tak: „Co z tego, że mam siwe włosy, zmarszczki, oponkę, tu nie dosłyszę, tu niedowidzę? Ja przecież swoje wiem, swoje przeżyłam, dzieci wychowałam, tu byłam, to zrobiłam…!”
Archipelag też upewnił mnie w przekonaniu, że moje pomysły da się zrealizować. Znalazłam koleżankę, z która chcemy zacząć od zorganizowania spotkań międzypokoleniowych w bibliotece na Muranowie – tam, gdzie ludzi pokolenia 65plus w Warszawie jest najwięcej. Oni osiedlili się tam tuż po wojnie. Ta populacja mnie ciekawi i fascynuje.
Archipelag Pokoleń odbędzie się też w przyszłym roku. Poleciłabyś ten program osobom w Twoim wieku, czy jednak jest on przeznaczony dla starszych?
- Wiek nie ma znaczenia. Chodzi o postawę wobec życia. Znam takich trzydziestolatków, którzy nigdy by się tu nie odnaleźli. To ci, którzy mają tak skostniałe poglądy, że przyszliby jedynie po to, aby wygłosić swoje. Archipelag jest dla ludzi, którzy niezależnie od wieku mają otwarty umysł, ciekawość świata i energię, dzięki której coś zrobią na koniec programu. Nawet gdyby to miało być posadzenie jednego żywopłotu.

Wojtek 56 lat

Mówi o sobie: starzejący się facet, który całe życie był chłopcem. Podkreśla, że starość ma niekonwencjonalną. Bez typowych sukcesów, bez odcinania kuponów po dobrze wykonanym planie życia. Wieczna jazda: studia w Krakowie, bez magisterki, bo z żoną wyjechali na wieś na Mazury hodować owce. Okres heroicznej pracy skończył się po 5 latach, gdy doszli do wniosku, że to jednak nie to. Wyjechali do Nowego Jorku. Po kilku latach wrócili. Na gospodarstwo ojca Wojtka. Potem zakładali społeczne przedszkole.
Wojtek: - Moje życie składało się z kolejnych zadań. Od kryzysu do kryzysu. Po każdym trzeba było podnieść się i ruszyć z nową energią. Do tej pory mi się udawało. Teraz już nie mam tyle siły ani chęci. Chcę coś w życiu na stałe zmienić. Dlatego w tym roku poszedłem do grupy psychoterapeutycznej, która straszliwie dała mi w kość – mówi Wojtek.
Grupa Archipelagu ma więc też dla ciebie działanie psychoterapeutyczne?
Po części tak. Duch Ę jest bardzo nowoczesny, a jednocześnie pozytywistyczny w dobrym tego słowa znaczeniu: nastawiony na budowanie więzi, zbliżanie ludzi, integrację, wzmacnianie pozytywnych wartości: otwartości, życzliwości, zaufania, współpracy. To dokładna odwrotność tego, jak ja żyłem! Bo ja żyłem sam, osobno – choć z żoną i synem – to jednak zajęty sobą i swoimi problemami. Nie umiem współpracować, nawet w najmniejszych formach. Ale zawsze była we mnie życzliwość do ludzi tak działających.
Czy czegoś w Archipelagu Ci zabrakło?
Mówienia o starości. Spokojnie, bez owijania w bawełnę. Był taki moment na początku, kiedy się przedstawialiśmy. Wszyscy byli tacy do przodu. Nikt nie powiedział nic na temat swojego wieku i tego, co się z tym wiąże. Staraliśmy się sobie wzajemnie zaprezentować jako żywotni, energiczni, otwarci na życie dalej, do przodu. A ja myślę, że równoległą prawdą o nas jest to, że bywamy też starzy, zmęczeni, zniechęceni, nastawieni pesymistycznie i nieżyczliwie do rzeczywistości, jest w nas mnóstwo niepokoju i strachu i że mnóstwo rzeczy nam dolega. A pogodzenie się z ciągle pogarszającą się kondycją przychodzi nam z trudem.
Jak rozpoznać, że przychodzi starość?
- Wiem, że to jest stereotyp, ale ja go długo nosiłem w głowie – mężczyzna to skuteczność. A zatem starość nadchodzi, gdy mężczyzna słabnie, gdy przestaje być  skuteczny, energiczny, żywy intelektualnie.
Niektórzy nie chcą używać słowa „stary”, bo niesie ze sobą negatywny wydźwięk.
Ja się tego nie boję. Przeciwnie, mówienie o starości jest jedynym sposobem na oswajanie się z nią. Zgoda, że bez sensu jest usiąść i biadolić o swoich schorzeniach i lekach. Chodzi o coś innego. Gdy zaczynamy się starzeć, mnóstwo rzeczy się zmienia. To jest nie tylko kiepskie, to jest przede wszystkim ciekawe. Jesteśmy w wieku, w którym mamy szansę opowiedzieć najciekawsze rzeczy, bo mamy w dużym stopniu życie za sobą. Możemy je ogarnąć i spróbować zrozumieć. Odpowiedzieć sobie na pytanie: o czym moje życie było.
Jak to widzisz w praktyce?
Od dwóch lat chodzi mi po głowie pomysł, żeby stworzyć Muzeum Historii Osobistej, w którym będzie można gromadzić nagrane i spisane relacje. Niestety ludzi starszych, wierzących w to, że opowieść o ich życiu może być ciekawa i wartościowa, jest strasznie mało. A za najwartościowsze uważam nie same historie, ale to, co ich opowiedzenie może dać starszym osobom. Żeby opowiedzieć o swoim życiu najpierw trzeba je przemyśleć i zrozumieć. Uruchomić pamięć, refleksje, jeszcze raz wrócić do pewnych rzeczy. To jest kapitalny proces! Starsza osoba musi też uwierzyć, że ktoś chce jej historii słuchać. Ale proszę sobie wyobrazić, że gdy to się stanie, gdy uwierzy, dostaje ogromny bodziec.


0 komentarze:

Prześlij komentarz