piątek, 30 marca 2012

APETYT NA KULTURĘ


Ilona i Urszula znają się niemal od pierwszych chwil istnienia zgierskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Urszula, już na emeryturze, zostaje zaproszona do współtworzenia Uniwersytetu. UTW powstaje przy Urzędzie Miasta, gdzie Ilona pracuje w dziale Kultury. Kilka lat później realizuje projekt „Klucz do równości”, w ramach którego pod hasłem „nie wykluczaj” zaprasza zgierską młodzież do dyskusji o wykluczeniu i stygmatyzacji. Podczas spotkania poświęconego wykluczeniu ze względu na wiek, gościem jest Urszula. W czasie żywiołowej dyskusji pada pytanie: czego możemy nauczyć się od osób starszych? Dwóch obecnych na sali chłopców zgłasza natychmiast: gotowania! – Pytaliśmy o negatywne i pozytywne stereotypy. Osoby starsze kojarzyły się młodzieży ze skąpstwem, zrzędzeniem. Gotowanie pojawiło się jako dobre skojarzenie – z babcią, z domem, ale i z konkretnymi umiejętnościami, które młodzież chciałaby poznać – opowiada Urszula. Powstaje postulat zrealizowania wspólnego, międzypokoleniowego projektu kulinarnego. Ilona Majewska i Urszula Grzelązka zostają jego koordynatorkami.

Postanawiają rozbudować wątek kulinarny o kolejne. Punktem wyjścia jest więc wspólne gotowanie – 16 osób, w tym połowa seniorów, spotyka się regularnie, by wspólnie uczyć się ginących przepisów kulinarnych. Dla twórczyń projektu to jednak za mało. Postanawiają, że każde spotkanie poświęcone będzie innej kulturze i że prowadzone będzie przez jej konkretnych przedstawicieli. – Chciałyśmy przełamać kilka barier jednocześnie – mówi Urszula. – Inne kultury najlepiej poznaje się przez kuchnię. Wplotłyśmy w to kulturę polską i kresową po to, by nawiązać do wspólnego gromadzenia się przy stole. Ten wspólny stół zaciera dystans między osobami starszymi i młodzieżą. Zbliża, tak jak zbliżają wspólne posiłki z rodziną czy przyjaciółmi. Nie siadasz do stołu z obcymi – dodaje Ilona.

– Nie chciałyśmy zapraszać „zewnętrznych ekspertów”. Zależało nam, by nasi uczestnicy mogli poznawać żydowską czy arabską kulturę w takim samym stopniu poprzez potrawy, jak i osoby, które je przygotowują – zaznacza Ilona. Kontaktują się z łódzkim Stowarzyszeniem Społeczno – Kulturalnym ETHNOS. – To był strzał w dziesiątkę – opowiadają. Na pierwsze spotkanie, poświęcone kuchni i kulturze żydowskiej przyjeżdża prezeska stowarzyszenia, Maria Nowacka. – Marysia nie tylko świetnie opowiadała o kulturze i religii, którą reprezentuje. Przede wszystkim pokazała nam, co to znaczy fantastyczna organizacja pracy. Wszystkie kolejne kontakty do naszych gości dostałyśmy od ETHNOSA i za każdym razem były to wspaniałe osoby. Bez tego partnera ten projekt byłby zupełnie inny – podkreśla Urszula. Oprócz kuchni żydowskiej, na warsztat biorą też arabską, kresową i polską (dwa ostatnie spotkania prowadzą same – Ilona opowiada o roli kobiet, Urszula prowadzi zajęcia kulinarne). Ostatnich gości mogą wybrać sami uczestnicy. Pada na kuchnię Romską. Na każdy blok składają się dwa spotkania – pierwszego dnia uczestnicy wspólnie z zaproszonymi gośćmi przygotowują wybrane potrawy. Drugiego dnia odbywa się spotkanie, otwarte dla mieszkańców Zgierza. Pokazom filmowym i dyskusjom dotyczącym danej kultury towarzyszy przygotowany dzień wcześniej poczęstunek. W przypadku kuchni żydowskiej czy arabskiej tydzień przed warsztatem kulinarnym odbywają się wykłady wprowadzające w daną kulturę.

Drugim kluczowym elementem projektu jest dyskusja o roli kobiet. – W każdej z tych kultur kobieta stereotypowo kojarzy się z kuchnią. Starałyśmy się tak dobierać tematy i gości, by na kobietę spojrzeć trochę tak, jak na „innego” – z pewnego dystansu, ale bez ocen – mówi Ilona. Nie zawsze jest to łatwe. Podczas spotkania z arabską rodziną sala wrze. Padają wszystkie stereotypowe zarzuty związane z rolą kobiety w kulturze arabskiej. Ilona: - Siedziałam w kącie sali i bałam się, jak z tym poradzą sobie nasi goście. Okazali się ludźmi z niezwykłą klasą i cierpliwością. Nie wszystkich udało im się przekonać, po spotkaniu podeszły do mnie dwie panie i powiedziały, że są rozczarowane bo uważały mnie za feministkę, ale następnego dnia, podczas gotowania, czuć było pewne lody zostały przełamane. To był ten moment podczas projektu kiedy czułam ogrom odpowiedzialności jaką wzięłyśmy na siebie. Mam tu na myśli odpowiedzialność nie tylko za uczestników, ale i za naszych gości. W tym przypadku czułam, że to ja dostałam to wsparcie od nich i to było niezwykle cenne doświadczenie.

Na kulinarny warsztat biorą słodycze. Błyskawicznie uczą się na błędach. Urszula: - Kiedy prowadziłam warsztat z polskich wypieków, przyniosłam zbyt skomplikowany przepis. Nie zdążyłyśmy upiec wszystkich ciastek, w trakcie spotkania widziałam znużenie na twarzach uczestników. Dopiekałam te ciastka w domu i przyniosłam je na spotkanie następnego dnia po to, by pokazać, że nasze gotowanie zakończyło się konkretnym efektem. Wszystkie kolejne przepisy starałam się jednak maksymalnie upraszczać. To ważne, by uczestnicy rozeszli się do domów z poczuciem spełnienia – smakołyki gotowe, kuchnia lśni, można odetchnąć – śmieje się. Wyjątkiem w menu jest spotkanie z kulturą romską, podczas którego przygotowują domowej roboty makaron i mięso z sosem grzybowym. Ciasto na makaron błyskawicznym tempie rozdzierane jest na małe skrawki przez prowadzące warsztaty: Krystynę Markowską, prezeskę Stowarzyszenia Centrum Doradztwa i Informacji dla Romów w Polsce oraz jej mamę i teściową. Ten sposób zachował się jeszcze z taborów, kiedy nie był potrzebny stół, a makaron spod palców lądował prosto w garnku. Ale rozmowy dotyczą nie tylko gotowania, ale też sytuacji dzieci z mniejszości etnicznych czy narodowych w polskich szkołach i tego, w jaki sposób polska edukacja radzi lub nie radzi sobie chociażby z edukacją dzieci uchodźców.

Podział zadań między Ulą a Iloną jest jasny. Ta pierwsza odpowiada za logistykę (ma samochód), zakupy, odbieranie faktur, ta druga te faktury opisuje, kontaktuje się też z partnerami projektu, odpowiada za miejsca warsztatów i spotkań (gotowanie odbywa się w szkolnej stołówce, spotkania – w sali bibliotecznej lub muzealnej). Ilona: - Każda z nas zajmuje się tym, w czym ma najlepsze doświadczenie. Nie ma lepszych i gorszych zadań. Kiedy wyłapujemy jakieś niedociągnięcia, szybko to omawiamy – tak było w przypadku wspomnianych warsztatów, gdzie nie obliczyłyśmy dobrze czasu przygotowania słodyczy. Na kolejnym spotkaniu, kiedy o 21:00 przyszła pani żeby tradycyjnie „wygonić nas” ze stołówki i zamknąć szkołę, czekałyśmy na nią w płaszczach. I dodaje – z mojego punktu widzenia ważne jest, żeby takie spotkania odbywały się w miarę w tych samych miejscach. Unikamy wtedy chaosu komunikacyjnego. Ilona: - Nawet z najlepszymi umiejętnościami logistycznymi i organizatorskimi nie zrobiłybyśmy tego bez partnerów. Udało nam się przekonać szkołę do użyczania stołówki, w czym pomogła moja obecność w dziale edukacji Urzędu Miasta. Bardzo chętnie przyjęło nas muzeum, teraz odezwała się biblioteka, którego dyrektorka brała udział w naszym spotkaniu i zaproponowała nam większą salę u siebie. Piszą o nas lokalne media. Urszula: - Problemem jest udział młodszych osób, które trudniej namówić do udziału w spotkaniach. Następnym razem spróbowałybyśmy może szukać nieco młodszych uczestników. Pozytywnie natomiast zaskoczyli nas panowie – co prawda w grupie kulinarnej jest tylko jeden rodzynek, ale na spotkania i dyskusje mężczyzn jest już znacznie więcej.

Czego nauczyły się podczas wspólnej pracy? Urszula: - Na początku wydawało mi się, że wszystkie szczegóły trzeba uzgadniać z całą grupą. Jednak 16 różnych pomysłów to nie jest najlepsza opcja. Staram się na każdych warsztatach wybadać, w jakim kierunku może iść kolejne spotkanie, rozmawiamy o tym w grupie, to łączy i zachęcają uczestników do przyjścia na kolejne spotkanie. Jednak to my z Ilonką spinamy całość i decydujemy o ostatecznym pomyśle na warsztaty. Ilona dodaje: Zrozumiałam, że nie należy przywiązywać się do koncepcji i scenariusza, który mam w głowie. Kiedyś wszystko musiało iść zgodnie z planem. Dzisiaj tym planem jest proces. Klucz do sukcesu to nad tym procesem panować. Gdybym miała porównać pracę nad projektem do samego gotowania to powiedziałabym: najprzyjemniejszy moment przychodzi wtedy, gdy coś, co kosztowało dużo wysiłku, już jest w piecu, pachnie i już wiesz, że to masz, że się raczej udało. To jest przyjemniejsze nawet od samego jedzenia. Z projektami jest tak samo – śmieje się.


Projekt „Apetyt na kulturę” Urszuli Grzelązki i Ilony Majewskiej jest laureatem 4. edycji konkursu „Seniorzy w akcji”, organizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych ę ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.

Tekst i foto: Dorota Borodaj

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Serdecznie pozdrawiam z Kalisza od równych babek.
Maria

Paweł pisze...

Witam,
Ha! Niesamowite, jak czasem komuś się po prostu chce i co z tego wychodzi. Moją mamę też dopinguję do działania, bo tylko seriale i seriale...
Ludzie w sile wieku też chcą się bawić, jednoczyć, spędzać czas w towarzystwie. Tylko niektórzy dali sobie wmówić, że są "starzy" i nic ich już ciekawego nie czeka.

Prześlij komentarz