Marcin Fiedorowicz: Czym dla was jest
design?
Robert Pludra: Pojęciu designu jest bardzo pojemne,
mieści się w nim bardzo wiele: projektowanie mody, wzornictwo przemysłowe,
projektowanie graficzne. Kiedyś częściej mówiono o produktach jako obiektach,
teraz mówi się o usługach, z ang. tzw. service
design. Ale jeśli szeroko mówimy o designie, dla mnie oznacza on
usprawnianie życia. Projektowanie narzędzi czy obiektów, ale też działania,
które zaspokajają potrzeby, rozwiązują konkretne problemy.
Ale jakie kwestie możemy
poddać analizie?
Robert: Wszystkie. Tutaj z
okna widzimy przystanek autobusowy. To też może być zagadnienie do analizy.
Zbieramy grupę mieszkańców, zadajemy im pytanie: „Czy ten przystanek zaspokaja
wasze potrzeby? Czy natrafiacie na jakieś problemy, gdy z niego korzystacie?”.
Odpowiedzi byłyby różne: siedzenia na przystanku są za niskie, za wysokie,
niewygodne. Dlaczego wiaty są takie małe, czemu nie ma oświetlenia i tak
dalej... Wtedy ja- jako projektant mogę
na to spojrzeć z różnych stron. Jeśli chodziłoby o oświetlenie, skąd wziąć
energię? W wypadku powiększenia wiaty musimy pamiętać o pozostawieniu odpowiedniej przestrzeni na
chodniku. Czy człowiek na wózku będzie mógł przejechać obok przystanku? Czy ten
przystanek będzie odpowiedni do różnych typów autobusów? Szukamy technologii,
które pozwolą na realizację tego projektu, szacujemy koszty i tak dalej.
Czyli designer urealnia,
ściąga na ziemię te wszystkie pomysły?
Zuza Sikorska: Trochę tak. Praca z
projektantami , pozwala nam przeprowadzić ludzi przez cały proces: od
teoretyzowania i budowania koncepcji do realizacji i testowania swoich pomysłów
w praktyce.
I co na przykład razem
robiliście z ludźmi?
Zuza: Meble plażowe (śmiech)
Robert: Chcieliśmy wejść w
przestrzeń miejską i coś w niej zrobić. Tematem była Wisła. W
ramach różnych dyskusji i spotkań powstały trzy różne koncepcje tego, co
chcielibyśmy stworzyć. Wybraliśmy jedną, która miała potencjał realizacji.
Takie działanie w stylu: „zrób to sam”. I razem z grupą zbudowaliśmy meble
plażowe.
Zuza: Po etapie koncepcyjnym
wyszliśmy w przestrzeń i zaczęliśmy budować zaprojektowane obiekty: sami cięliśmy,
wierciliśmy przykręcaliśmy śruby. A potem testowaliśmy te nasze meble.
Zapraszaliśmy ludzi do sprawdzenia jak im się z nich korzysta. Ważnym elementem
naszej pracy jest upowszechnianie gotowych rozwiązań, dlatego na koniec każdego
działania udostępniamy wybrane projekty w formie prostych instrukcji „zrób to
sam” i zachęcamy innych ludzi do korzystania z wypracowanych przez nas rozwiązań.
To były działania, w które
angażowaliście seniorów?
Robert: Grupa była bardzo
różnorodna. Wśród uczestników była jedna seniorka. Gdy ludzie mówili, że nad
Wisłą nie da się czegoś zrobić, ona opowiadała nam jak było w przeszłości, jak
ludzie sobie z tym radzili w latach 50 tych. To bardzo nas otwierało na nowe
rozwiązania, pokazywało, że można i da się!
Zuza: Tym, co nasze działania dają ludziom – i
czego ja też nauczyłam się od designerów – to jest odmienna perspektywa. Może
warto wychodząc ze swojej klatki schodowej, z której wychodzę codziennie od wielu lat,
pierwszy raz rozejrzeć się, spojrzeć i zastanowić się, jak mi się z tego
korzysta, czy lubię tę przestrzeń, czy nie byłoby dobrze czegoś tu zmienić? Chcemy zainspirować ludzi do myślenia, że
mogą mieć wpływ na świat w którym żyją i że warto wspólnie działać, mieć wpływ,
być sprawczym.
I seniorzy są sprawczy?
Zuza: Aktywistów w starszym wieku jest coraz więcej. Towarzystwo „ę” od lat realizuje program „Seniorzy w akcji”, dla ludzi, którzy chcą zrealizować swoje pomysły działając w ten sposób na rzecz swojej społeczności.
Zuza: Aktywistów w starszym wieku jest coraz więcej. Towarzystwo „ę” od lat realizuje program „Seniorzy w akcji”, dla ludzi, którzy chcą zrealizować swoje pomysły działając w ten sposób na rzecz swojej społeczności.
Możecie podać przykłady tych
działań?
Robert: Wiesz, pomysły były
bardzo różnorodne. Nagranie płyty z aranżacjami starych piosenek, tworzenie
wirtualnego muzeum miasta, warsztaty rękodzieła, cykl zajęć w przedszkolach.
Zuza: Szukamy lokalnych liderów,
którzy chcą się rozwijać i dzielić swoją pasją z innymi. Otrzymali dotacje na
realizację własnych pomysłów, ale przede wszystkim wzięli udział w szkoleniach
i warsztatach wspierających ich w działaniach. My z Robertem poprowadziliśmy
warsztaty o designie społecznym. Chcieliśmy ich nauczyć wykorzystywać design
jako narzędzie, sposób myślenia i metodę pracy.
Jak to wyglądało?
Zuza: Opowiadaliśmy czym
jest design społeczny i jak można łączyć go z działaniami animacyjnymi, pracą w
lokalnych społecznościach, jak można włączyć go w proces wymyślania i
realizacji projektu.
Robert: I analizuje się pod
różnymi kątami. A jeżeli nie starcza nam pomysłów i umiejętności, zapraszamy
specjalistów, którzy poszerzają swoją wiedzą nasze kompetencje.
I jakie były reakcje na takie
metody pracy? To chyba coś nowego dla seniorów?
Zuza: Kiedy po pierwszych burzach mózgu dajemy im narzędzia,
materiały nawet tak proste jak biała kartka papieru, i prosimy o stworzenie
modeli przestrzennych zawsze słyszymy: - Nie
umiem, nie mogę, nie mam pomysłów.
Robert:. Dlatego powtarzamy,
że nie zależy nam na jakości wykonania. Chodzi o notatkę myśli, szkic, który
jest trójwymiarowy. Wtedy za dużo nie trzeba opisywać, można lepiej wyobrazić
sobie i pokazać jak to mogłoby zadziałać. To lepiej przemawia do wyobraźni
innych, pozwala znaleźć słabe i mocne punkty pomysłu, zadać sobie nowe pytania.
Zuza: Nie ustępujemy. Mówimy
macie pięć minut, powodzenia. Wracamy i zawsze okazuję się, że ci ludzie mają
mnóstwo świetnych pomysłów. To jest ten moment, który ich odblokowuje. A oni
zawsze są dumni i zdziwieni, że dali radę, że są tacy kreatywni.
Zuza, pamiętasz swój pierwszy
projekt z seniorami?
Zuza: Pamiętam, byłam przerażona
czy sobie poradzę. Sytuacja pracy z ludźmi, którzy są dwa razy starsi, dużo
bardziej doświadczeni jest wymagająca, ale też bardzo ciekawa i rozwijająca.
Seniorzy z którymi się spotykam są dociekliwi, ale też otwarci. Chętnie dzielą się wiedzą, dyskutują i uczą nowych rzeczy.
A dla ciebie Robert, co było
wyzwaniem?
Robert: Jak pracowałem z
młodszymi ludźmi, albo w moim wieku, układ był często bardziej partnerski. Taką
przyjmujemy strategię, jesteśmy „na ty”, razem działamy. Jeśli jest między nami
dziesięć lat różnicy, to wszyscy możemy rozmawiać jak znajomi. Seniorom jest
trudno przyjąć taką konwencję, rozmawiać z takiej perspektywy.
Zuza: Ale oni uwielbiają
dyskutować, spierać się. Dla mnie ważne są te rozmowy, wymiany poglądów, różne
spojrzenia na te same zjawiska. Dzięki temu problemy, które bierzemy na
warsztat są głębiej i wnikliwiej przeanalizowane.
No właśnie, jaka jest ta
perspektywa seniorów, jak odbierają otoczenie, na jakie problemy napotykają?
Zuza: Takich wyzwań i obszarów,
które warto byłoby usprawnić jest mnóstwo i powoli zwiększa się ich świadomość.
Seniorzy też są różni, są bardzo niejednolitą grupą. Ale wszyscy dużo mówią o
potrzebie spotkań z młodymi, o wymianie międzypokoleniowej, o chęci dzielenia
się wiedzą, o potrzebie dostępu do informacji.
Robert: To ujawniło się np.
przy naszej współpracy z Urzędem m. st. Warszawy. Oni realizowali swój projekt
i zajmowali się tworzeniem centrum seniora w dzielnicy Nowolipki. Zaprosiliśmy
na spotkanie Lecha Uliasza, który koordynuje ten projekt (z ramienia Biura Polityki Społecznej), aby opowiedział o nim seniorom. My mieliśmy potem
wypracować rekomendacje.
Zuza: Więc zapytaliśmy ludzi: „ jak
to widzicie? Jak według was powinno wyglądać centrum seniora?”. No i okazało
się, że seniorzy, nie chcą „ centrum seniora”. Nie chcieli takiego getta,
miejsca gdzie są sami seniorzy. Zamiast tego zaproponowali stworzenie centrum międzypokoleniowego, gdzie
młodzi ludzie korzystaliby z wiedzy i umiejętności ludzi starszych, a starsi
uczyli się od młodych. Chcieli je aktywnie współtworzyć, być
współodpowiedzialni, chodziło im o budowanie wspólnoty.
Robert: Ważnym elementem
który nam wskazali seniorzy był system informacji. Pojawiały się pomysły jak
informować o samym centrum, jak do niego skutecznie zapraszać, jak dotrzeć do
potencjalnych użytkowników takiego miejsca.
Zuza: Pracując z seniorami
widzimy, że rzeczywiście brakuje
miejsc i mediów, które by ułatwiły seniorom dotarcie do informacji o tym co
dzieje się w mieście, z czego i gdzie mogliby skorzystać , na jakich zasadach.
Widać zresztą wyraźnie, że w jakiegoś powodu na ciekawe, bezpłatne wydarzenia
przychodzą sami młodzi.
Może seniorzy nie są
zainteresowani?
Zuza: Niektórzy może nie są. Ale
też często nie czują się zaproszeni. Bardzo często ta informacja do nich nie
dociera. Albo nie jest dla nich zrozumiała. Plakaty, ulotki, kampanie
informacyjne często projektuje się, nie myśląc o potrzebach osób starszych. A
jeśli robimy coś za publiczne pieniądze, powinniśmy dołożyć wszelkich starań,
aby jak najwięcej mieszkańców mogło z tego skorzystać.
Ale jeśli już informacja do
nich dotrze, co jeszcze stanowi barierę?
Zuza: No właśnie, zadawałeś
sobie to pytanie, dlaczego seniorzy nie wychodzą wieczorem pogadać w fajnej
klubokawiarni, do której sam chodzisz? Dlaczego nie spotykasz ich w
kawiarniach, restauracjach? Oni często nawet nie wiedzą, że w ich dzielnicy
powstały nowe miejsca no i zazwyczaj nie czują się tam dobrze, nie czują się
tam mile widziani.
I próbowaliście to jakoś
zmieniać?
Zuza: W ramach projektu
„Archipelag pokoleń” zorganizowaliśmy cykl
spotkań i dyskusji w modnych warszawskich lokalach: „Państwo miasto”,
„Sztuki i Sztuczki”, „Klubokawiarnia Towarzyska” i „Cafe Kulturalna”. Nasi
seniorzy byli tymi miejscami zachwyceni. Opowiadali mi potem, że zaczęli
umawiać się ze swoimi znajomymi w tych miejscach. Ważna dla nich była otwartość
właścicieli, to że barmani nie patrzyli na nich krzywo, że czuli się na
miejscu.
http://e.org.pl/design/
http://e.org.pl/meble-nad-wisla/
http://e.org.pl/design/
http://e.org.pl/meble-nad-wisla/
Marcin
Fiedorowicz – socjolog, trener antydyskryminacyjny, dziennikarz. Od 2005 roku związany ze środowiskiem
organizacji pozarządowych. Współpracuje z Magazynem HUSH oraz portalem „Art &
Business”, gdzie pisze o modzie, designie i sztuce.
Foto: Kamila Szuba, Krzysztof Pacholak
Fajna praca, w Warszawie można wiele... Ciekawa jestem jak u nas na prowincji bez grosza za darmo poradziliby sobie z gromadka rozkrzyczanych 60-70-latków, którzy spieszą do wnuków, gotowania obiadów i seriali w TV.
OdpowiedzUsuń