środa, 14 sierpnia 2013

PRZYJAŹŃ, KTÓRA NAPĘDZA

Mimo ponad 30-letniej różnicy wieku Grażyna i Adam są bliskimi przyjaciółmi, których łączą wspólne zainteresowania i chęć dawania innym czegoś od siebie. Od września do czerwca realizowali projekt Tutaj Tej – opowiedz o swojej dzielnicy w ramach którego odwiedzali seniorów mieszkających na poznańskim fyrtlu Święty Wojciech, zbierali od nich lokalne historie i twórczo je przekształcali. Zakończeniem działań w ramach projektu Seniorzy w Akcji była wystawa na terenie dzielnicy Święty Wojciech. Nie był to jednak koniec całego projektu Grażyny i Adama. Właściwie był to dopiero jego dobry początek.



Podobno Wasze działanie w ramach Seniorów w Akcji wynikło z wieloletniej przyjaźni. Jak się poznaliście?

Grażyna Wydrowska: To już 8 lat, Adamie, prawda?

Adam Łuczak: Tak. Nasza znajomość sięga gimnazjum, kiedy zachęcony przez moją nauczycielkę plastyki zacząłem brać udział w warsztatach teatralnych, które prowadziła Grażynka.

GW: Wśród licealistów, głównie dziewcząt, znalazł się taki młody chłopak. Właściwie chłopczyk. I choć nie miał warsztatu teatralnego, miał za to niezwykle dojrzałe przemyślenia o świecie. Później Adam jako licealista przychodził do mnie uczyć mnie francuskiego i tak sobie gadaliśmy. On dbał o to, żeby moje szare komórki się nie zastały, a ja mu podrzucałam różne fajne teksty czy scenariusze filmowe, których nigdy by nie wziął do ręki.

: Wymienialiśmy się wiedzą: ja uczyłem Grażynkę francuskiego, a ona dawała mi książki.

Czy wasz Kolektyw 1A także jest pokłosiem tych warsztatów teatralnych?

: Niezupełnie. Raczej narodził się z braku po nich. Grupa teatralna się rozpadła, bo dziewczyny poszły na studia, za to ja w liceum trafiłem na bardzo fajnych ludzi zaangażowanych w sztukę i w działania. Zostaliśmy zaproszeni do udziały w jednym projekcie w ramach Biennale Sztuki Współczesnej w Poznaniu, a ja do tego projektu zaprosiłem też Grażynkę.



Grażyno, czy Ty także należysz do kolektywu?

GW: Czuję się bardziej ich przyjaciółką. Adam zapraszał mnie na zebrania organizacyjne Kolektywu, a ja im troszeczkę podpowiadałam takich technicznych szczegółów, np. jak założyć stowarzyszenie.

: Na początku to się tak ładnie nazywało: Mentor. Mentorem była też m.in. Joanna Rajkowska.

Ale przy „Tutaj Tej” działacie już na zasadach partnerskich, a nie mentora i ucznia.

GW: Z „Tutaj Tej” zaczęło się tak, że Adam napisał na facebooku: „Pani Grażynko, ile pani ma lat?”. Kiedy się okazało, że więcej niż 55, to bardzo się ucieszył, bo to otwierało nam drogę do „Seniorów w Akcji”. Ale ja dokładnie w tym momencie też myślałam o tym, by w tej samej sprawie odezwać się do Adama. Więc to była taka prawie telepatia…

Ciekawe jest to, że wystartowaliście do z projektem w miejscu, które właściwie nie jest wasze. Żadne z was nie mieszka na Świętym Wojciechu.

: Nasze działania w tym miejscu zaczęły się wcześniej niż projekt w ramach „Seniorów w Akcji”. Jako Kolektyw 1A, zainspirowani projektem z Biennale chcieliśmy stworzyć przestrzeń twórczą, ale otwartą na gości. Okazało się, że na Świętym Wojciechu jest fajny i niezbyt drogi lokal do wynajęcia. Chcieliśmy, żeby sąsiedzi choćby w jakiś sposób uczestniczyli w działaniach Kolektywu, zaczęliśmy więc zapraszać ich do udziału. Szybko okazało się, że o ile z zaangażowaniem młodych ludzi nie ma problemu, to osób ze starszego pokolenia praktycznie w tej grupie nie było.
Postawiliśmy więc sobie za cel dotarcie do takich mieszkańców, którzy nigdzie nie działają. I wtedy właśnie napisałem do Grażynki.

OK, czyli jesteśmy teraz w tym momencie, kiedy powstał pomysł, złożyliście wniosek, który przeszedł i zaczynacie szukać seniorów.

: Tak. Rozwiesiliśmy plakaty, daliśmy ogłoszenie do gazety, odwiedziliśmy nawet osobiście każde mieszkanie w okolicy. Mówiliśmy, że powstał projekt, że tyle się będzie działo, że tyle chcemy zrobić…

A tu nagle się okazuje, że seniorzy wcale nie są zainteresowani.

: To nie tak… Nie chodzi o to, że nie chcą, tylko raczej nie rozumieją o co nam chodzi. Nie rozumieją co to znaczy „projekt”. Nikt wcześniej nie wychodził do nich z taką inicjatywą, więc zwyczajnie bali się, że wymagamy od nich jakiegoś zaangażowania, że będą musieli nam coś dać od siebie. Dlatego odpowiadali, że to nie jest dla nich, ponieważ: są chorzy, leniwi, nie mają pieniędzy; ponieważ mają rodzinę na głowie, ponieważ nie lubią kultury… Tych argumentów było multum.


I co wy na to?

: A my dalej swoje! Nie poddawaliśmy się! I tak trafiliśmy do Hani (później jednej z  bardziej zaangażowanych uczestniczek naszego projektu). Na początku jak do niej zapukaliśmy i zaczęliśmy opowiadać o projekcie, to odpowiedziała: „Ale gdzie tam, jaki projekt… Ze mną? Ale chodźcie na delicje”. I z tych delicji wyszliśmy chyba po pięciu godzinach. Nie mogliśmy skończyć rozmawiać! Taki był początek naszej przyjaźni.

GW: Ale z kolei Małgosia opowiadała, że przeczytała o nas w gazecie i to ją na tyle zainteresowało, że sama przyszła do nas i jeszcze zaangażowała w projekt swoją 90-letnią mamę. Także nie mamy odpowiedzi na to jakim kanałem najlepiej jest docierać do seniorów.

Pomysł na projekt był taki, że zbieracie historie dzielnicy.

GW: Nawet nie dzielnicy tylko tzw. fyrtla. To w gwarze poznańskiej fragment miasta, okolica, trochę mniej niż dzielnica. Ale tak, chcieliśmy poznać je od najstarszych mieszkańców.

: Tylko że nie do końca interesuje nas taka prosta sytuacja, że zbierzemy historie, następnie je poukładamy, posegregujemy i stworzymy taką bazę danych. Naszym celem jest twórcze przetworzenie tego co słyszymy. Czyli niekoniecznie zależy nam na tym, by jeden do jednego przedstawić historię Hani czy Małgosi, ale by dzięki ich opowieściom powstały jakaś prace, dzieła.

A czy Hania lub Małgosia też będą robiły te dzieła?

: Do tego ostatecznie dążymy. Żeby seniorzy chwycili za aparaty!

GW: Hania jest już nawet umówiona z Oleńką [uczestniczka projektu, członkini kolektywu – przyp. red.] na naukę Photoshopa, skomplikowanego i profesjonalnego programu do obróbki zdjęć.



Czyli rozumiem, że choć w waszym wniosku dzisiejsza wystawa jest ostatnim punktem projektu, nie oznacza to bynajmniej, że na tym koniec? Że to, co się dziś dzieje na Świętym Wojciechu, to nie jest żaden finał, tylko kolejny krok na drodze do nawiązywania sąsiedzkiej współpracy?

GW: Tak, zdecydowanie nadal jesteśmy bardziej na początku niż na końcu.

: Działamy dalej. Chcemy zainteresować naszym projektem kolejnych sąsiadów. Ale z drugiej strony kontynuujemy pracę z Hanią, Małgosią i panią Irenką [mama Małgosi]. To są wspaniałe i twórcze osoby, które chcą nam tyle dać! Hania mnie inspiruje, a wiem, że ja też inspiruję Hanię. I z tego wychodzą świetne rzeczy, np. portret video, który zrobiłem Hani i z którego jestem bardzo zadowolony.

A czemu ta międzypokoleniowość jest dla Was taka cenna? Przecież równie dobrze mogliście to robić z młodymi i to by też było fajne…

GW: Bo naszą współpracę napędza przyjaźń. Przyjaźnimy się z Adamem i chcemy się tą przyjaźnią dzielić!

: To są naprawdę fajne przyjaźnie! Nawet nie umiem określić dokładnie dlaczego, ale one są ekscytujące.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz