poniedziałek, 9 lutego 2015

Przedsiębiorcy 50+



Przedsiębiorcy 50+ (Grunder 50 plus) inicjatywą non - profit, której celem jest udzielanie porad i wsparcia osobom 50+, które posiadają doświadczenie zawodowe, a które chciałyby  pracować na własny rachunek prowadząc własną działalność.

Inicjatywa Przedsiębiorcy 50+ rozwija się intensywnie na terenie Niemiec poprzez system franczyzy społecznej* - uczestnictwo doradców biznesowych opiera się na zasadzie dobrowolności. Są oni również częścią pokolenia 50+, mają wieloletnie doświadczenie na rynku przedsiębiorców.

Doradztwo w pierwszej fazie działania jest niezwykle ważne, często od tego rodzaju wsparcia zależą dalsze koleje przedsięwzięcia. Konsultacje dotyczą przede wszystkim obszaru promowania działalności, jak również analizy kompetencji, doradztwa edukacyjnego i szkoleniowego dla rozwoju osobistego. Mają formę zarówno spotkań indywidualnych, jak grupowych. W pakiecie dla siebie każdy początkujący przedsiębiorca 50+  znajdzie coaching indywidualny, warsztaty, spotkania z Absolwentami programu, seminaria, publiczne prezentacje swojego pomysłu. Eksperci starają się przedstawiać zawiłe prawa rynku językiem prostym i zrozumiałym. Prowadzą początkujących przedsiębiorców 50+ krok po kroku  aż do wdrożenia planu marketingowego.
**


* franczyza społeczna - sprawdź na stronie

Projekt Spółdzielnia


Inicjatywa ta jest wciąż dosyć nowa, ale już bardzo znana. Grupa osób starszych postanowiła połączyć swoją wiedzę, doświadczenie oraz ducha przedsiębiorczości w działalności biznesowej - tak powstała  spółdzielnia zrzeszająca aktywnych zawodowo seniorów.



 - Współpracując w ramach "Projektu spółdzielnia" czujemy się sobie nawzajem potrzebni, zachowujemy młodość i jednocześnie w kreatywny sposób wykorzystujemy naszą energię do życia - mówi Krzysztof Piłatowicz, założyciel i prezes Spółdzielni*.

W ramach biznesowego projektu działającego w oparciu o prawo spółdzielcze działa już 60 osób. - Ta inicjatywa pozwoliła wielu członkom spółdzielni przełamać pustkę i uporać się z samotnością. Stała się także doskonałym lekarstwem na wykluczenie ekonomiczne, z jakim wielu z nas spotyka się na emeryturze, kiedy brakuje środków na podstawowe produkty i usługi potrzebne w życiu codziennym - wyjaśnia Barbara Miszczak, współzałożycielka Spółdzielni*. .

Seniorzy z "Projektu Spółdzielnia" świadczą usługi gastronomiczne oraz rękodzielnicze. W niedalekiej przyszłości planują poszerzyć swoją działalność w Polsce np. udzielać korepetycji uczniom.

"Projekt Spółdzielnia" został wyróżniony przez Idea Bank. W ramach programu "Duma Przedsiębiorcy", poprzez który Idea Bank wspiera swoich klientów prowadzących ciekawe biznesy, powstał spot promocyjny o inicjatywie.


Najnowsze wieści o działaniach Spółdzielni znaleźć można na blogu:


**



*cytat za stroną
http://prnews.pl/wiadomosci/idea-bank-wspiera-przedsiebiorczych-seniorow-z-projektu-spoldzielnia-3260229.html

Wrocławski brylancik

Karolina Mróz z wrocławskiej Fundacji Dom Pokoju z seniorami pracuje dopiero od dwóch lat, ale już nie wyobraża sobie działań bez nich. Wraz z utworzoną oddolnie Radą Seniorów Nadodrza odtwarzają przepisy oparte o stare receptury, organizują warsztaty i pokazy kulinarne, współpracują z lokalnymi przedsiębiorcami.




tekst: Agnieszka Wójcińska
foto: Joanna Kiernicka

700 pączków

- Z pączkami to była historyczna chwila – w kącikach ust Anieli Watras cały czas błąka się uśmiech –Byłam strasznie przeziębiona, ale dzwoni Karolina i płacze, babciu przyjeżdżaj, bez ciebie pączki się nie udadzą. Nikt nie ma odwagi zrobić ciasta. Więc mnie przywieźli. Zaczęłyśmy z Bożenką robić ciasto. Była też moja siostra Krysia, Gienia seniorka i pan Tomek, który nadziewał pączki. Smażyłyśmy je u niego do północy, mieszka tam naprzeciwko i współpracuje z nami.  Następnego dnia z samego rana, to był tłusty czwartek, rozwieźli je do czterech tutejszych kawiarni, które dochód miały przekazać na naszą kawiarenkę. Na trzynastą umówiliśmy się, że zrobimy jeszcze trochę z jednej czy dwóch porcji dla nas i tu do kawiarni. Karolina wstaje koło dziewiątej, a tu urywają się telefony, że pączków w kawiarniach już nie ma. Więc dorobiłyśmy jeszcze z 6 kilogramów mąki.

- Zrobiłyśmy ich w sumie chyba z 700 – dodaje Bożenka.

W kawiarence społecznej prowadzonej przez Fundację Dom Pokoju na Łokietka 5 po pączki ustawiła się długa kolejna, więc ich sprzedaż reglamentowano. Jedna osoba mogła kupić najwyżej cztery sztuki. Nikt nie spodziewał się takiego sukcesu.

Na czym polega ich sekret? Tkwi on w szczególnym połączeniu smaków. Przed wojną we Wrocławiu pączki nadziewano konfiturą śliwkową z cynamonem, z kolei na wschodzie wkładano w nie całą śliwkę i posypywano cynamonem. Dlatego nazwali je pączkami wrocławsko-lwowskimi.

Aniela Watras, tak jak pączki ze śliwką,pochodzi z Kresów. Ma 75 lat, włosy krótkie blond i okulary w cienkich złotych oprawkach. Ubrana jest w turkusową bluzkę, a wokół szyi ma zawiązany szal w róże. Pełen energii zestaw kolorystyczny, podobnie jak ona sama. Aniela na Nadodrzu mieszkała 45 lat. Miała zakład krawiecki w domu. Wychowała tu czwórkę dzieci, dochowała się ósemki wnuków i pięciorga prawnuków.
Rodzinę Bożeny Żórawskiej po wojnie przesiedlono do Wrocławia ze Stanisławowa. Bożena tu skończyła szkołę i całe życie przepracowała w handlu. Była kierowniczką zaopatrzenia w „Społem” i kasjerką w „Feniksie”. Energiczna, obrotna, więc seniorzy wybrali ją na swoją reprezentantkę w projekcie „Stary piernik, młode wino” realizowanym przez Dom Pokoju. Jesienią 2013 roku, miesiąc po otrzymaniu dofinansowania, Bożena dostała udaru. Ale dziś stoi przede mną elegancka starsza pani, ubrana w jasnożółte spodnie i bluzkę spiętą złotym paskiem, ze złotym lakierem na paznokciach. Na szyi ma bursztynowe korale. Znów włącza się w działania. Mówi, że po śmierci męża parę lat temu, nie mogła się odnaleźć, a dzięki nim dostała wiatru w żagle.

Partnerzy

Choć Karolina Mróz ma lat trzydzieści jeden, a seniorzy, z którymi współpracuje powyżej siedemdziesiątki albo i osiemdziesiątki, mówią do siebie po imieniu. W końcu stanowią jeden zespół, który wspólnie pracuje na rzecz istotnych ich zdaniem na Nadodrzu spraw.
Zdaniem Karoliny każdy z jej starszych współpracowników ma jakąś indywidualną cechę, która wydobyta i zagospodarowana, wnosi bardzo dużo do lokalnej społeczności.
Jest więc Kazio, lat 80, który chodzi o dwóch kulach, ale potrafi załatwić wszystko i pilnie śledzi każdą dziurę w nadodrzańskich ulicach, a potem walczy o jej usunięcie. Kiedyś napisał kilkanaście wniosków w jakiejś sprawie, a gdy nie było odpowiedzi, obdzwonił wszystkich decydentów i to załatwił.
Jest Bożenka, dynamiczna i dobrze zorganizowana, która została starszą partnerką Karoliny w projekcie „Stary piernik, młode wino”.
Jest Basia, niezwykle ciepła, co ma dar łagodzenia konfliktów i potrafi zintegrować grupę, Ania – uzdolniona artystycznie i otwarta, która zawsze występuje w projektach ze sztuką w tle i jest dla innych przykładem, że można oraz Irenka, emerytowana bibliotekarka, która organizuje sąsiedzką bibliotekę i angażuje się w projekty związane z czytaniem książek.
Jest w końcu Aniela Watras, osobista babcia Karoliny, kopalnia informacji o miejscach i ludziach stąd, która choć mieszka dziś w Obornikach Śląskich, regularnie wpada i pomaga wnuczce.

W sumie, jak mówi Karolina, plus minus dwunastu seniorów. I dodaje: - Gdy w 2012 zaczynałam działania z nimi, nie miałam pojęcia o pracy z osobami starszymi. Zorganizowałam wtedy kursy komputerowe. To chyba był przebłysk geniuszu, bo wcześniej w ogóle nie chcieli się angażować. Bardzo źle kojarzyła im się praca społeczna, pewnie ze starych czasów. Na szczęście wabik okazał się skuteczny, seniorzy zaczęli przychodzić, poznawać się, więzi się zacieśniały. Gdy sobie i nam zaufali, powstała Rada Seniorów Nadodrza.

Karolina to społeczniczka, co widać na pierwszy rzut oka. Drobna, jasnorude włosy spięte w koczek, okulary w czarnych oprawkach. Gdy opowiada o projekcie, żywo gestykuluje. Pełno w tym emocji i zapału. Twierdzi, że największą inspiracją jest dla niej babcia. Bo skoro ona ma energię, to przecież inni też. Idąc tym tokiem wymyśliła z Dorota Radę Seniorów, by pobudzić ich do aktywności. Dziś nie wyobraża już sobie bez nich działania.

- Brak poczucia sprawstwa jest najgorszy i dominujący u seniorów, ale są tacy ludzie, którzy mają poczucie, że coś im się udało. Wystarczy dać trochę wsparcia, pokazać, że coś możemy zrobić i te dziury w ulicach się łatają. Bo przecież mają wiedzę merytoryczną i doświadczenie, a przede wszystkim pamięć – o tym miejscu oraz o własnych przeżyciach. To ona buduje tożsamość, ale jest też fantastycznym produktem sprzedażowym – mówi. – W sentymencie jest ogromny potencjał.

Karolina nie chciałaby prowadzić działalności nigdzie indziej. Wprawdzie wychowała się w Obornikach Śląskich, ale na Nadodrze przyjeżdżała do babci w każde wakacje, a teraz tu mieszka i je kocha.
- To nie jest dzielnica chwały i bogactwa, raczej zaplecze, dalsze śródmieście – mówi. – Po wojnie tu był pierwszy dworzec, na którym zatrzymywały się pociągi wiozące przesiedleńców ze wschodu. Ci, którym nie chciało się jechać dalej, zostawali.
„Kochamy [je] za całokształt – za to, że jest miastem w pigułce - za mnóstwo drobnych sklepików i zakładów rzemieślniczych, za to, że wszyscy się znamy, tu żyjemy, pracujemy, za park, za małe lokalne kawiarenki, za dostęp do Odry, bliskość rynku, za ludzi, którzy tu żyją, a nie tylko śpią.” – napisała o Nadodrzu we wniosku o dofinansowanie projektu „Stary piernik, młode wino”. Rzeczywiście, to specyficzne miejsce, trochę jak osławiona warszawska Praga, nieco zaniedbane, ale z klimatem i charakterem. Oraz z 40 % seniorów wśród mieszkańców.



Jak w modnej kawiarni

- Pamiętam początki rozmów w Polsce, że społeczeństwo się starzeje. Bardzo nam pomogła ta tendencja pro-senioralna. Jako jedyni w ASOS-ie (rządowym programie na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych, przyp. aut.) zaproponowaliśmy włączenie głosu seniorskiego we współdecydowanie o tym, co dzieje się w mieście. Razem stworzyliśmy strategię rozwoju osiedla, a także mapę barier architektonicznych – opowiada Karolina, której fascynacją jest partycypacja obywatelska w miejskich działaniach. – Byliśmy fenomenem, bo w końcu ktoś potraktował seniorów poważnie, a nie tylko jako odbiorów atrakcji.
Jej samej projekt wyraźnie pokazał, że nie ma szans na partycypację lokalną w Polsce, jeśli nie będzie się stale animować mieszkańców.

Osią działań seniorskich na Nadodrzu jest kawiarenka społeczna, która powstała w Fundacji Dom Pokoju na początku zeszłego roku. Fundacja mieści się na parterze dziewiętnastowiecznej kamienicy przy ul. Łokietka 5. Oprócz Karoliny, prezeski, młodszymi animatorami są w niej Maja, Dorota, Malwina i Adam.
To w kawiarence poznali się seniorzy, tam się spotykają, tam nabrali do siebie zaufania. W jej sali stoją małe stoliki, ale jest i duży, wspólny stół, przy którym siadają najchętniej. Zupełnie jak klienci modnych wielkomiejskich kawiarni. Regularne spotkania odbywają się, co czwartek, ale seniorzy wpadają częściej, niektórzy codziennie, inni co drugi dzień, na kawę albo pogawędkę. Jak przystało na kawiarnię, jest tu bar, za kontuarem dwa ekspresy – ciśnieniowy i przelewowy, kawa rozpuszczalna i herbata. Bywalcy często przynoszą coś słodkiego.

- Mamy tu też warsztaty – opowiada Aniela – na przykład dwa tygodnie temu było malowanie na bluzkach, a wczoraj robiliśmy biżuterię z modeliny.
- Warto przychodzić, bo dużo się dzieje – dodaje Bożena. – Ja lubię tu być, bo spotykam sporo młodych ludzi, od których uczę się różnych rzeczy.
Niedawno na zajęciach seniorzy dowiedzieli się, czym jest ekologia, fair trade i jak wykorzystać recykling. Regularnie organizowane są też warsztaty kulinarne, często wspólnie z sąsiadującą z fundacją szkołą gastronomiczną. Pracuje tam Andrzej Zawadzki, chodząca kopalnia wiedzy o przepisach Dolnego Śląska i nie tylko, który bardzo się w ich działania zaangażował i włącza w nie swoich uczniów.
- Jak były zajęcia z domowych makaronów, tym młodym ludziom ze szkoły świeciły się oczy i wszystko sobie zapisywali – mówi Aniela – Przygotowywaliśmy też pyzy, cepeliny i kartacze. Ja je nadziewam tradycyjnie pieczarkami, serem i mięsem, a oni wymyślali ciekawe warianty, z marchewką, kapustą, szpinakiem.

Nazwę dla medalionów nadodrzańskich wymyśliła Bożenka. Są to ciastka wielkości filiżanki, składane po dwa i przełożone dżemem, na wierzchu z bezą, których brzegi smaruje się czekoladą i obtacza w orzechach. Pyszne, więc znikały błyskawicznie.
Już kilka razy wystawiali się na dniach restauracyjnych i oczywiście na organizowanych przez siebie w ramach projektu „Stary piernik, młode wino” sąsiedzkich piknikach.
- Pamiętam, jak raz robiliśmy cepeliny – mówi Karolina. - Po godzinie musieliśmy zamknąć stoisko, bo zeszło nam 150 porcji i nie było co sprzedawać.
W przyszłym roku kawiarenka przenosi się do oficyny podwórka przy ul. Chrobrego. Będą ją prowadzili seniorzy przy wsparciu Malwiny i Adama, a działać będzie przez cały czas. Dla starszych gości planowane są zniżki.

Rada Seniorów Nadodrza, złożona z bywalców kawiarenki i uczestników działań w Domu Pokoju, powstała w czerwcu 2013 roku. Ma cztery departamenty – historyczny, zajmujący się na przykład organizowaniem wystaw, społeczny, który załatwia sprawy ważne dla mieszkańców dzielnicy, nadodrzańskich specjałów i kulturalny. Została powołana w ramach projektu, ale od razu było jasne, że będzie działała dalej. I działa. A Dom Pokoju i nadodrzańscy seniorzy są zapraszani na konferencje, jako wrocławski brylancik, udany przykład działań, w których starsze osoby są współpracownikami, nie tylko odbiorcami.

Złoto i gary

Z kulinariami zaczęło się od tego, że departament specjałów Rady Seniorów Nadodrza odkrył cztery lokalne piekarnie, które wypiekały chleb na zakwasie, bez ulepszaczy, w tradycyjnych piecach. Zrobił dokumentację historyczną i fotograficzną tych miejsc, a jedno z nich  zaczęło z nim współdziałać. Rada pokazała jego właścicielom, jaki potencjał tkwi w ich produktach i pomogła im wejść na rynki ekologiczne. Zaś piekarnia na ich prośbę upiekła tradycyjne przedwojenne wrocławskie ciasto z kruszonką i cynamonem, a na Tłusty Czwartek pączki wrocławsko-lwowskie. To pokazało, że możliwość odtwarzania smaków jest właściwie nieograniczona. Rada i Dom Pokoju wymyśliły certyfikat „Złoto Nadodrza” dla tradycyjnych produktów piekarskich. Piekarnia „Krajewscy” jest pierwszym z wyróżnionych nim zakładów.





- Szaleństwo wokół pączków było dowodem na to, jak wielka jest na to potrzeba  - mówi Karolina – Wszyscy mówili: otwórz knajpę. Ale ja na to: hola hola, to projekt społeczny, nie biznes. Poza tym prowadzenie knajpy nie jest moim marzeniem, bo kocham moją obecną pracę. Zaczęliśmy szukać innej formuły.
Postanowili pójść na żywioł i zobaczyć, co się stanie. To była szał, bo gdy ludzie dowiedzieli się, że odtwarzają tradycyjne smaki breslauerskie i kresowe, dostawali zamówienia na catering po kilkanaście tysięcy. A tu nie mieli ani profesjonalnej kuchni, ani sprzętu. A ich seniorom wcale nie chciało się stać regularnie w kuchni.

Projekt „Stary piernik, młode wino” to był kolejny krok. Jego celem było warsztatowe odtwarzanie tradycyjnych przepisów, które przy różnych okazjach miały pojawiać się na Nadodrzu. Aby pozbierać je od ludzi, zorganizowali serię pikników sąsiedzkich ze wspólnym gotowaniem, grillem, zabawami dla dzieci, muzyką i szkółką zielarską.
- I z akcją „Historia z garem w tle za AGD” – wyjaśnia Karolina. – Ludzie przychodzili do nas ze swoim garnkiem i opowieścią o przepisach, a w zamian dostawali nowoczesne naczynia. Wciągnęliśmy do współpracy firmę, której tradycją są pokazy sprzętu w lokalnych społecznościach i oni sfinansowali nagrody.  To zresztą zweryfikowało nasze wyobrażenia, że ludzie gotują tradycyjnie, wszyscy przychodzili z garnkami zepterowskimi, a gotowane potrawy były znacznie zdrowsze, mniej kaloryczne, za to bardziej nowoczesne, niż nam się wydawało. A przede wszystkim szybkie, bo tutejsi seniorzy mają dużo zajęć.
Przepisy zbierał Andrzej Zawadzki, który przygotowuje z nich kulinarną mapę Nadodrza.
- Sprawdzam, co ludzie gotują najczęściej. Ich podstawowy dylemat brzmi, jak pogodzić chudy portfel z brakiem czasu i troską o zdrowie. Babcina kuchnia bywa odpowiedzią – opowiada – W tym projekcie widzę szansę, by pokazać młodym ludziom, że potrawy babć i dziadków niekoniecznie są niezdrowe i brzydko wyglądają.

Nie podpierać parapetów

-  Czemu to robię? Ucieszyłam się, jak Karolina mnie w to wciągnęła, bo lubię się spotykać, coś robić.  Ciągle jestem w biegu, nie mam odcisków na łokciach od podpierania parapetów – śmieje się Aniela, która należy do Rady Nadodrza, jako członkini honorowa i prowadzi warsztaty kulinarne w fundacji. – W Obornikach chodzę na UTW, w tamtejszym kabarecie ubieram dziewczyny. Koleżankom robię poprawki krawieckie. Dużo gotuję, to moje hobby, wiem, co lubi każde z moich wnuków i im dogadzam jak przyjeżdżają. Co roku latam za granicę.
- Też nie mam czasu siedzieć w domu. Oprócz Rady, należę do Związku Emerytów, ostatnio byłam na kursie tańca. Tu u nas cenię to, że jesteśmy zgraną grupą – dodaje Bożena, która też jest w Radzie. -  Jak trzeba coś zrobić, po prostu skrzykujemy się i to robimy.
- Myślę, że w naszych wspólnych działaniach chodzi o relacje i o to one sprawiają, że seniorzy chcą się włączać. Przecież nie każdy z nich ma dużo czasu albo chce coś robić, przynajmniej z początku.  Największy sukces tych 2 lat? – Zastanawia się Karolina – To, że przestało się traktować seniorów, jak dzieci i doceniono ich praktyczną wiedzę o mieście. To mały impakt, który buduje zmiany w różnych obszarach i podnosi jakość projektów inwestycyjnych.


**

Bożena Żórawska – rocznik 1943, emerytowana pracownica handlu, była kierowniczką zaopatrzenia w „Społem”, świetna organizatorka, która w działaniach w Fundacji Dom Pokoju i Rady Seniorów Nadodrza odnalazła nowe życie, które dodało jej skrzydeł

Karolina Mróz – dokładnie 40 lat młodsza od Bożeny, od 5 lat prezeska Fundacji Dom Pokoju i animatorka życia społecznego oraz strategii rozwoju dzielnicy na wrocławskim Nadodrzu, zakochana w swojej dzielnicy, mama 3,5 letniej Leny

Projekt został zrealizowany w ramach programu "Seniorzy w akcji" Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę".

Role nieoczywiste

Populacja się starzeje, ale jednocześnie obserwujemy jej odmłodzenie, bo aktywności i role osób starszych zaczynają upodabniać się do tych przypisanych młodszym generacjom.
O współczesnej rodzinie i relacjach międzypokoleniowych rozmawiamy z ekspertkami Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW -  Magdaleną Rosochacką - Gmitrzak oraz Mariolą Racław

 
 fot. Bartłomiej Ryży



tekst: Agnieszka Soszka-Wójcińska


Agnieszka Wójcińska: - Polacy niezmiennie stawiają rodzinę na pierwszym miejscu istotnych dla siebie wartości. Jak ona dziś wygląda i jak zmieniła się w ostatnich dziesięcioleciach?

Mariola Racław: - Znacząco. I cały czas się zmienia. Zacznijmy od kwestii znanych z mediów. Później zawiązywane są związki małżeńskie i później pojawiają się dzieci. Wzrasta liczba dzieci urodzonych poza małżeństwem, coraz częściej mamy do czynienia z samotnym rodzicielstwem. Poza tym rośnie przeciętna długość życia, ale z dużą przewagą na rzecz kobiet, więc późniejsze lata życia rodzinnego, to często dla nich wdowieństwo. Obserwujemy także inne ciekawe zjawisko. Skraca się horyzontalna relacja rodzinna – mamy mniej dzieci, a w efekcie mniej relacji krewniaczych w jednym pokoleniu, ale zarazem wydłuża się sieć rodzinna, bo coraz więcej pokoleń pamiętamy i z nimi współżyjemy. Często to już nie tylko rodzice i babcia, ale nawet prababcia. A jeszcze 50 lat temu ani posiadanie babci nie było oczywiste, ani nawet to, że w dorosłym życiu będę mogła się wspomagać rodzicami, bo nie dożyją takiego wieku. To koegzystowanie pokoleń, to ogromny sukces.

Magdalena Rosochacka-Gmitrzak: - Przez dwa tysiąclecia naszej ery dożywaliśmy średnio 25-30 lat, dopiero koniec XIX wieku przyniósł wydłużenie tej średniej do ok. 40 lat. Oczywiście były osoby, które żyły dłużej. Ale jeśli już była w rodzinie babcia czy prababcia, to ich świat społeczny ograniczał się do domostwa i kręgu rodzinnego. Dziś starsze pokolenia nie chcą zamykać się w czterech ścianach, chcą często życia poza sferą domu i rodziny. 

- Co z dziećmi?

M R-G.: - Aż do początku XX w. były niewidzialne, traktowano je jak małych dorosłych, nie było mowy o ich prawach. Współcześnie doświadczamy zmiany relacji rodzinnych. Rodzicielstwo stało się skrupulatne, a dziecko postrzegane jest niekiedy jako swoisty projekt,  który wymaga „zarządzania  karierą od przedszkola do wypuszczenia na rynek pracy”. Choć warto pamiętać, że rysowanie przyszłości dzieciom i wybieranie im karier przez rodziców, nie jest rzeczą nową. W przeszłości bardzo często tak właśnie układały się losy młodych ludzi. Obecnie nas to może oburza, gdyż jesteśmy coraz bardziej świadomi wspomnianych praw dziecka, jego podmiotowości i jego wolności, w tym – wolności wyboru.

– A jak zmieniła się i zmienia rola kobiet?

M. R-G: - Zacznę może od hasła, które mnie bardzo drażni, czyli tzw. „kariery kobiet”. To bardzo nierefleksyjne tłumaczenie słowa „career” z angielskiego, które oznacza po prostu drogę czy aktywność zawodową. To powoduje, że w Polsce owa zawodowa aktywność kobiet staje się niekiedy „winna” wszelkim nieszczęściom: zaniedbywaniu dzieci, osób starszych, małej dzietności. Idąc dalej takim niefrasobliwym tropem myślenia, kobiety jawią się jako  „karierowiczki”, które się „pną po  szczeblach”. Tymczasem one po prostu pracują, co nie jest niczym nowym w historii. Wcześniej też pracowały,  jak nasze mamy na przykład.

M. R.: - Mało tego, aktywizacja zawodowa kobiet nie jest zjawiskiem XX-XXI wieku. Na dużą skalę w europejskich społeczeństwach pojawiła się wraz z industrializacją w wieku XIX. W pismach z tamtego okresu jest mowa o zarobnicach, czyli pracownicach najemnych, które poświęcały się pracy nie dlatego, że miały z tego wielką satysfakcję, ale z ubóstwa budżetu domowego. W ich przypadku też się mówiło, że robią to kosztem innych obowiązków.



fot. Kamila Szuba

- Dziś także zdarza się, że dla kobiety praca to konieczność budżetowa. A jednak zaszła pewna istotna zmiana w tym zakresie. Nasze mamy pracowały, a w domu czekał na nie drugi etat – gotowanie, sprzątanie, opieka nad dziećmi. Dziś nie jest to już tak oczywiste. Pytanie czy efektem tego jest zmiana rzeczywista, czy jednak fasadowa?

M. R.-G.: - Trudno wychwycić to w badaniach.  Na poziomie deklaracji Polki mówią, że starają się wynegocjować bardzo wiele rzeczy w domu, w zakresie obowiązków, a już za hasłem „negocjować” kryje się to, że to nie jest norma. Zdarza się, że młodzi mężczyźni nadal są wychowywani do bycia obsłużonym. Gdy na zajęciach z socjologii rodziny pytam studentki i studentów, którzy ochoczo opowiadają o swoim przyszłym partnerskim związku, czy rozmawiali już z partnerem bądź partnerką o podziale obowiązków, to okazuje się, że nie. Dlaczego? Moje przebojowe studentki odpowiadają: to nie jest moment na tę rozmowę, a przyparte do muru wyznają: on ucieknie po takiej rozmowie, przestraszy się, stwierdzi, że za wcześnie na tzw. poważny związek.

- Nie złapią męża. Trochę przerażające.

M.R.: - Ale czego panie wymagają? Żeby za pomocą czarodziejskiej różdżki świat się zmienił. Może nie jesteśmy przyzwyczajone do mówienia pewnych rzeczy, a mężczyźni nie są przygotowani do przyjmowania określonych obowiązków, bo nikt nas w ten sposób nie wychował. Mówimy tu o pewnym przełomie, który musi się dokonać, bo nowe wzorce na razie dopiero zaczynają się wyłaniać z rzeczywistości. I nie jest to czarno-biały obraz: biedne, uciśnione kobiety i źli mężczyźni, którzy im w niczym nie pomagają. Jeśli pójdziemy w teren poza wielkim miastem, to okazuje się, że rzeczywistość ma wiele obliczy. Bo często bywa też tak, że kobieta nie ufa mężczyźnie i nie pozwala mu robić wielu rzeczy, chociaż on by chciał.

M.R.-G.: - Są też takie kobiety, które od mycia niemowlaka do wyprawiania dziecka do szkoły będą „gate keepers”, czyli po polsku „matkami bramkarkami” i nie dopuszczą mężczyzny do  wspólnego rodzicielstwa. Trudno się dziwić wówczas, że przychodzi moment, kiedy mężczyzna się wycofa. Powinniśmy uczyć młodych ludzi od najmłodszych lat, czym jest relacja rodzinna w codziennej praktyce, a nie pozostawać na poziomie haseł: miłość, wierność i uczciwość małżeńska. Przecież w życiu negocjuje się codzienne małe czynności, a tę umiejętność trzeba trenować.

- Ale przecież pojawili się nowi ojcowie?

M. R.-G.: - Istnieje ogromna rzesza mężczyzn, dla których rodzicielstwo stało się przywilejem. Nie oznacza jedynie obowiązku, ale też satysfakcję, przyjemność. Mają chęć i potrzebę czuć się włączeni w wychowywanie dziecka. Znajdują na to czas mimo długich godzin pracy. I nie chodzi mi o mężczyzn, którzy chcą być wiecznymi chłopcami i pobawić się klockami czy pociągiem, ale o tych, którzy czerpią radość  z obcowania ze swoim dzieckiem, wchodzenia z nim w relację, rozmawiania, zwykłego, codziennego bycia ze sobą.

- A jak zmieniły się relacje między pokoleniami?

M.R.: - Bardzo. Dawniej znacznie starszy od kobiety partner albo odwrotnie nie był niczym dziwnym, więc nierzadko dotyczyły one małżeństw, nie dziadków i wnucząt.

M. R.G.:- W dyskusji o rodzinie, także w mediach, wyrażana jest niekiedy opinia, że mamy kryzys, że z rodziną źle się dzieje. Pojawiają się nawet głosy, że wkrótce nastąpi zmierzch tej instytucji. Nie byłabym tak radykalna. Wolę mówić o perspektywie zmiany. Tym bardziej, że z socjologicznego punktu widzenia zmiana to permanentna cecha rodziny. Ale musimy sobie uświadomić, że nie ma wypracowanych modeli, które by pasowały do dzisiejszych czasów, jeśli chodzi o współgranie i współdziałanie między pokoleniami.
 
- Szczególnie, że rodzina wielopokoleniowa zazwyczaj już nie mieszka, jak kiedyś, pod jednym dachem.

M.R.: - Zdarza się, że ludzie mają krewnych wiele setek kilometrów od miejsca zamieszkania, które zmienili ze względu na pracę. A nawet jeśli nie ma tego rozproszenia przestrzennego, dążymy do samodzielności zamieszkania, choć oczywiście jest to często ideał bardzo trudny do zrealizowania.

- To jak dziś wyglądają role poszczególnych pokoleń? Co jest zadaniem rodziców, a co dziadków we współczesnej rodzinie?

M. R.-G.: - Nie wiem czy istnieje na to jakiś przepis. Wydłużone uczestnictwo w rynku pracy,  sięgające 67 roku życia sprawia, że kobieta po pięćdziesiątce czy sześćdziesiątce jest potencjalnym pracownikiem i może jej nie starczyć czasu ani energii na bycie aktywną w roli babci. Z drugiej strony obserwujemy  też tendencję, że starsze kobiety migrują za dorosłymi dziećmi do miast, zostawiając czasem swoich partnerów, dotychczasowe życie, zobowiązania czy wychodząc z tamtejszego rynku pracy. Nie tylko odprowadzają wnuki  do przedszkola czy szkoły, ale po prostu prowadzą dom swoich dorosłych dzieci na pełen etat.

M.R: - Bardzo często rola i babci i dziadka ma charakter kompensacyjny, związany z nieobecnością rodziców na skutek migracji albo długich godzin pracy. Bo jeśli matka, która pracuje w korporacji, wychodzi do pracy o 8 rano, a wraca o 20, to ona tylko całuje dziecko na dobranoc. Wszystko inne spada na babcię, czasami dziadka. A desant babć ma charakter nie tylko krajowy. Na przykład Polka wyjeżdżająca do pracy do Włoch, po pewnym czasie ściąga do siebie dzieci, a za nimi przyjeżdża babcia, która sprawuje nad nimi opiekę w zupełnie odmiennym kulturowo środowisku. Klasyczna „sandwich generation” - generacja kanapkowa, czyli kobiety 40 - 50, które opiekują się swoimi rodzicami, a z drugiej dziećmi, modyfikuje się. Role się zmieniają, rośnie aktywność seniorów w różnych obszarach.


fot. Kamila Szuba

- Sześćdziesiątka staje się nową czterdziestką. Myślę o przykładzie podsłuchanym kiedyś w kawiarni. Para, na oko 50-60 lat, opowiadała przyjaciołom w podobnym wieku, że w najbliższym czasie nie może i nie chce zająć się wnukami, choć dzieci by tego oczekiwały, bo ma plany wyjazdowe, koncertowe i towarzyskie.

M.R.: - Nie ma już oczywistości, ról przypisanych do poszczególnych pokoleń. Zniknął przysłowiowy fotel bujany i robienie na drutach, naturalnie kojarzone z osobami starszymi. Mówimy, że populacja się starzeje, bo wzrasta w niej liczba i odsetek osób starszych. Ale jednocześnie obserwujemy jej odmłodzenie, bo aktywności i role seniorów zaczynają upodabniać się do tych przypisanych wcześniej młodszym generacjom.

¬- Jak to się przekłada na uczestnictwo dziadków w życiu rodziny?

M. R.-G.: - To kwestia wzajemnego szacunku i wypracowania jakiegoś kompromisu. Z badań wynika, że jest wiele stylów bycia dziadkami. Mamy babcie i dziadków zaangażowanych, poświęcających się, mamy takich, którzy łączą role zawodowe i pasje z włączaniem się w życie wnuków. To mogą być dziadkowie „na telefon”, którzy pojawiają się, gdy jest potrzeba, ale nie są w całkowitej dyspozycyjności. Są też dziadkowie, którzy wchodzą w rolę „wszechnicy mądrości”, lubią perorować i pouczać, których z kolei trochę się zaczyna odsuwać, bo rodzice wolą zapłacić niani, niż tego słuchać.  Wydaje mi się też, że coraz częściej będziemy obserwować wycofywanie się z pełnienia ról babć i dziadków wyłączenie dlatego, że są one oczekiwane przez pokolenie dorosłych dzieci.

M.R.: - Bo relacje, które zawiązujemy z krewnymi nie są już oparte wyłącznie na więzach krwi i związanym z tym przymusem.  Znikają obligacje moralne w tym zakresie, a pojawia się wybór. Tę ciotkę lubię, a tamtą nie, w związku z tym utrzymuję kontakt z tą pierwszą. I nie muszę do każdej iść z opłatkiem na Święta.


fot. Ula Klimek

- Do niedawna było to nie do pomyślenia.

M.R. – Normą było postrzeganie relacji rodzinnych w kategoriach czarno-białych: dobre dzieci opiekują się schorowanymi rodzicami, a złe nie; źli dziadkowie zajmują się swoimi sprawami, dobrzy pomagają przy wnukach, poświęcając siebie i jeszcze odczuwają satysfakcję.

M. R.-G.: - Dziś to nie takie oczywiste. Dochodzimy do hasła „ambiwalencja”, które bardzo podkreślamy z Mariolą w naszych badaniach.

A.W.: - To znaczy?

M. R.-G.: - Prawa do tego, żeby wsłuchać się w siebie i zastanowić, ile z mojego działania wypływa z narzuconej normy, a ile z prawa wyboru i moich potrzeb. Wypowiadanie tych niepewności prowadzi do zastanowienia się nad nimi i potencjalnej zmiany.

M.R.: - Dobrze widać to na przykładzie dziadków, o których pani opowiadała. Mają dyskomfort związany z tym, że z jednej strony - ze względu na więzi emocjonalne z dziećmi  - czują się zobligowani do pewnych zadań, ale z drugiej, chcą żyć własnym życiem. Czują to, nazywają, rozmawiają o tym. Jest w tym jakaś niepewność emocjonalna, wewnętrzne rozbicie, ale przynajmniej są w stanie wyartykułować, że coś im się nie podoba.

- Ta ambiwalencja to coś dobrego, czy raczej wprowadza do rodzinnych relacji niepotrzebny zamęt?

M. R.-G.: - To wentyl bezpieczeństwa, uwolnienie od pewnych norm, których realizacja nie prowadzi do niczego dobrego. Rzecz w tym, by pozwolić sobie na to, aby motorem różnych rodzinnych działań była wola, chęć, a nie jedynie przymus jakiejś normy społecznej czy obawa przed tym „co ludzie powiedzą”.  Jeśli będziemy ciągle wchodzić w buty nieuszyte przez nas samych, może to być okupione takim ciężarem, że w pewnym momencie system rodzinny trzaśnie.

M.R.: - Albo my trzaśniemy, zniszczy nas stres, frustracja, przeciążenie zadaniami, które są dla nas często trudne emocjonalnie. Proszę zobaczyć, jaka jest moc w powiedzeniu sobie: powinnam, ale z drugiej strony chcę czegoś innego. To wcale nie znaczy, że cię nie kocham, zaniedbuję twoje potrzeby albo o tobie nie myślę. Ale prawo do tego, żeby sobie o tym powiedzieć, jest także prawem do przepracowania sposobów działania korzystnych dla każdej ze stron i uzyskania współpracy między członkami rodziny i pokoleniami. Ustalenia nowej równowagi w tych relacjach.

**

Dr Magdalena Rosochacka-Gmitrzak – socjolog, adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Badawczo zajmuje się socjologią starzenia się i socjologią rodziny. Ekspercko związana z Towarzystwem Inicjatyw Twórczych „ę”, jako koordynatorka merytoryczna programu „Archipelag Pokoleń” realizowanego w partnerstwie z ISNS UW oraz członek komisji programu „Seniorzy w Akcji”, a także z Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, jako członek Komisji Ekspertów ds. Osób Starszych.

Dr Mariola Racław  - socjolog, zatrudniona w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego; specjalizuje się w socjologii ludności oraz socjologicznych ujęciach polityki społecznej (w tym wobec rodziny i osób starszych). Autorka licznych artykułów i analiz dotyczących m.in. kwestii opieki (przede wszystkim opieki zastępczej i nad osobami starszymi) oraz  lokalnej polityki społecznej i polityki rodzinnej, przygotowywanych m.in. dla Kancelarii Prezydenta RP, Senatu i Sejmu RP, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rządowej Rady Ludnościowej, regionalnych ośrodków polityki społecznej oraz organizacji pozarządowych.