środa, 30 października 2013

MOBILNA KAWIARENKA OBYWATELSKA



Co to jest obywatelskość i czy warto o niej debatować? Jakie problemy w swoim otoczeniu widzą seniorzy i jakie mają sposoby na ich rozwiązywanie? Jak się dogadać z wójtem, żeby stał po naszej stronie? Elżbieta Demby opowiada o swoim projekcie „Mobilna Kawiarenka Obywatelska” (zrealizowanym w ramach programu Seniorzy w Akcji) i o tym, dlaczego warto pisać listy.

Krzysztof Pacholak: „Mobilna kawiarenka”? Cóż to za projekt? 
Elżbieta Demby: „Mobilna kawiarenka obywatelska” to spotkania seniorów w wieku 55+. Rozmawiamy sobie, dyskutujemy z ciekawymi ludźmi: samorządowcami, ekspertami od społeczeństwa obywatelskiego. Oczywiście, tu nie chodzi jedynie o takie próżne gadanie (śmiech). Mamy ambicję, żeby z tych dyskusji wynikły konkretne zmiany.

KP: Spotyka się raczej kluby seniora o profilu kulturalnym, sportowym, zdrowotnym itp. Skąd pomysł na tematykę obywatelską? 
ED: Tak, to prawda, że mój pomysł jest dość nietypowy. Ta tematyka bywa ciężka, ale nie mogłam wybrać innej. Całe moje życie to działanie w sferze publicznej. Byłam radną powiatową oraz dyrektorem szkoły. Znam ten temat, czuję się w nim kompetentna. Teraz jestem na emeryturze i okazuje się, że nie potrafię tak siedzieć i nic nie robić. Założyłam jedno stowarzyszenie, potem drugie. Chodzi mi o zaktywizowanie ludzi. Żeby ich wyciągnąć ich z domu, odkleić od telewizora. Stworzyć sytuację do spotkania.

KP: Kogo udało się zainteresować projektem? 
ED: Mnóstwo osób! Z początku było dość kameralnie: dwadzieścia, trzydzieści osób. Na końcowych dyskusjach było nas już pięćdziesięcioro! Musieliśmy wynająć busika, który dowoził chętnych na spotkania! (śmiech). Po zakończeniu projektu rozdzwoniły się telefony. Ludzie przeczytali w lokalnych gazetach nagłówki „Piękna jesień życia w Dzierzążni” i postanowili się dołączyć. Nasze stowarzyszenie Amicus się rozrasta. Dużo deklaracji członkowskich ostatnio rozdałam.

KP: Z kim się spotkaliście i o czym rozmawialiście?
 ED: Rozpoczęliśmy się od takiego fajnego inauguracyjnego seminarium, które poprowadziła dr Magdalena Arczewska z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pani doktor wyjaśniła od podstaw, czym jest „społeczeństwo obywatelskie”. Zapytała zgromadzonych, czy mają jakiś wpływ na działania podejmowane przez gminę? Jak można doprowadzić do realnej zmiany w swoim otoczeniu? Na czym polega pisanie listów intencyjnych itd.  
Potem mieliśmy spotkanie z ratownikiem medycznym. O obowiązku udzielania pierwszej pomocy, o interweniowaniu podczas wypadku itd. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszyło się to spotkanie, nawet w ankietach wyczytałam, że teraz już panie wiedzą, co zrobić, gdy się wnuczek zakrztusi.
      Zaprosiliśmy do dyskusji również panią prawnik. Rozmawialiśmy o ważnych – szczególnie wśród starszych ludzi – tematach darowizn i spadków. 
      Dwa razy byli lokalni radni. Była sekretarz Urzędu Miasta i radca Urzędu Miasta Płońska wraz z panią sekretarz. Mówili o kodeksie cywilnym i o prawach konstytucyjnych jakie nam przysługują. Była dyrektor banku, byli też policjanci opowiadający o bezpieczeństwie seniorów. Poznaliśmy mnóstwo osób (śmiech).

KP: Kiedy na spotkania zaprosiliście władzę lokalną? 
ED: Nie od razu. Chyba na siódme z kolei spotkanie. Musieliśmy się wcześniej przygotować, obeznać z tematami. Wyjątkiem była przewodnicząca Rady Gminy, która towarzyszyła nam od początku. Wkrótce nawet udało się zaangażować pana wójta (choć – z różnych przyczyn – było to trudne zadanie).

KP: A co z obecnością mężczyzn? Najczęściej w takich grupach dominują kobiety. 
ED: U nas było wręcz przeciwnie! Panowie – owszem – byli w mniejszości, ale to oni nadawali ton dyskusji. Miałam takich dwóch starszych panów: 85 i 88 lat. Byli dla mnie ogromnym wsparciem. Pomogli w organizacji, zaangażowali się w zapraszanie seniorów. Brali bardzo czynny udział w dyskusjach.

KP: Wasza „Mobilna kawiarenka” ma na koncie wielki sukces. Proszę opowiedzieć. 
ED: Tak. Udało nam się dokonać realnej zmiany w gminie. Śmieszne, bo w ogóle nie zakładaliśmy, że taka zmiana będzie efektem naszych spotkań. Chcieliśmy raczej poznać zasady funkcjonowania władzy lokalnej, przypomnieć sobie nasze prawa i obowiązki obywatelskie. A tu proszę – zmieniliśmy kawałek świata. 
     Ale od początku. Zaprosiliśmy dwie panie z sieci Latających Socjologów Towarzystwa „ę”. Pani Katarzyna i pani Dorota przyjechały poprowadzić warsztaty z naszą grupą. Wspólnie wypisaliśmy wszystkie problemy, które dostrzegamy w najbliższym otoczeniu. Każdy z osobna przeanalizowaliśmy pod kątem mocnych i słabych stron. Zastanawialiśmy się, co realnie możemy zrobić, żeby dany problem rozwiązać.

KP: Co się pojawiło na tapecie? 
ED: Oczywiście różne rzeczy. Mniej ważne i bardziej. Z tych ważniejszych: pojawił się temat braku przedszkola, brak ośrodka zdrowia z punktem rehabilitacji itp. Pojawił się też postulat bardzo wówczas aktualny, czyli ogrzewanie w remizie. Nasze spotkania nie mogły się tam odbywać, bo było za zimno. Musieliśmy się cisnąć pokątnie w szkole. Po analizie okazało się, że remiza ma duży potencjał, że można by tam organizować różne spotkania, imprezy, zabawy, mogłaby się otworzyć i dla seniorów, i dla młodzieży. Wystarczy o nią zadbać. Nieogrzewana niszczeje i się marnuje.    Postanowiliśmy napisać do wójta list intencyjny, w którym opisaliśmy problem i zasugerowaliśmy jego rozwiązanie. Podpisały się 43 osoby! To było coś! Trzy spośród nich zostały wytypowane do tego, żeby złożyć list na ręce wójta.

KP: Jaka była jego reakcja? 
ED: Nooo… na początku trochę się żachnął (śmiech). Cóż my chcemy i co to za list? Jedna z pań spokojnie wyjaśniła wszystko. Dzięki opanowaniu emocji i klarownemu przedstawieniu argumentów okazało się, że wójt „kupił” nasz pomysł. Stwierdził, że to faktycznie ważna sprawa. Poprosił o czas do zastanowienia.  
      Jakiś czas potem przyszedł na spotkanie naszej kawiarenki i ogłosił, że ma opracowaną gotową koncepcję remontu remizy i że składa wniosek do odpowiednich organów.
       Mało tego! Idąc za ciosem i korzystając ze sprzyjającej relacji, postanowiliśmy przedstawić wójtowi „Kartę współpracy” z seniorami. Chodziło o to, żeby pokazać władzom szerszy kontekst naszego położenia. Opisaliśmy więcej problemów, którymi należałoby się zająć. Od ogólnych, jak np. „brak integracji mieszkańców, szczególnie osób starszych”, „brak wymiany doświadczeń pomiędzy młodzieżą i seniorami” do bardzo konkretnych: „brak gminnego centrum aktywności lokalnej”, „za mało przejść dla pieszych”. Cała długa lista.

KP: Co na to wójt? 
ED: Podpisał! Proszę, Pan zobaczy! (śmiech)

KP: Jaka była reakcja Waszej grupy na to, co się stało? Zyskaliście poczucie sprawczości? 
ED: Myślę, że poczuli tę sprawczość zwłaszcza seniorzy. Docenili te spotkania, przekonali się, że to nie są tylko pogawędki przy herbacie, że może coś konkretnego z tego wyniknąć. Że ktoś potraktował ich poważnie, podmiotowo. To wielki sukces naszej „Mobilnej kawiarenki obywatelskiej”. A przecież w ogóle tego nie zakładaliśmy. Już sam fakt, że zredagowaliśmy list i zgromadziliśmy kilkadziesiąt podpisów, mógłby uchodzić za sukces. Ale że nastąpi realna zmiana… tego chyba się nie spodziewaliśmy (śmiech).

KP: We wniosku do programu „Seniorzy w Akcji”, który Pani napisała, znalazłem takie zdanie: „Zdajemy sobie sprawę z ryzyka, jakie istnieje przy realizacji naszego projektu. Najważniejsze to odmowa współpracy z nami ze strony władz lokalnych oraz niska frekwencja udziału w spotkaniach”. Dziś już wiemy, że były to niesłuszne obawy? 
ED: (śmiech) No tak. Chociaż przyznam, że moje obawy nie były bezpodstawne. Reakcja wójta mnie mile zaskoczyła. Przyznam, że miałam w rękawie „plan B”, który polegał na tym, żeby zacząć pukać do drzwi władz powiatowych. Jak wspomniałam, byłam radną w powiecie, więc się tam lepiej orientuję. Okazało się, że nie było jednak takiej potrzeby.
        Przypomniały mi się słowa prezeski Towarzystwa „ę”, która na warsztatach w Warszawie, gdy konsultowałam swój pomysł, uczuliła mnie na to, żeby za wszelką cenę nawiązać z władzą dobre stosunki. Żeby to rozegrać delikatnie, bez atakowania. Miała rację.

KP: A co z tymi pozostałymi problemami? Może idąc za ciosem uda się o nie zawalczyć? 
ED: Myślę, że akurat temat przedszkola jest zbyt skomplikowany. Pewnie nam się nie uda. Ale wspomniany wcześniej ośrodek rehabilitacji to bardziej realna perspektywa. Na nasze spotkania przychodziła dyrektor ośrodka zdrowia, może uda się coś wskórać. Wiemy już, że takie rzeczy wymagają wytrwałej pracy na wielu frontach.

KP: Co by Pani poradziła komuś, kto chciałby taki cykl spotkań zorganizować u siebie mieście? Może kilka złotych rad?
 ED: (śmiech) Wie Pan, ja to jakoś we krwi mam, trudno tak doradzać. Na pewno ważna jest otwartość do ludzi. Ja mam taką naturę. Zaprosiłam do projektu wolontariuszy, moich byłych uczniów, obecnie studentów. Bardzo się polubili z moimi seniorami. Ważne jest, żeby zajmując się seniorami, nie stracić z oczu młodych. To jedno.Drugie to odpowiedzialność, sumienność, punktualność. Nie można nawalić. Jak jest spotkanie, to nie ma zmiłuj, nawet jak leżę z gorączką, to muszę przyjechać, bo przecież ja to organizuję. 
        Trzecia rzecz to ciekawe tematy tych spotkań. Na początku można zasugerować swoje, ale nie zwalnia nas to z obowiązku wysłuchania potrzeb uczestników grupy. Ja dosyć często robiłam ankiety, w których pytałam, o czym chcieliby moi seniorzy porozmawiać na przyszłych spotkaniach.
         Czwarta sprawa: nie bać się. To nie jest drogie przedsięwzięcie. To przecież tylko rozmowy. Ktoś może naparzyć herbaty, ktoś przyniesie ciasto. Należy znaleźć salę, ogłosić gdzie trzeba i – co bardzo ważne! – zorganizować dojazd. Część ludzi dojeżdża swoimi samochodami, część rowerami, ale o tych pozostałych nie wolno nam zapomnieć.

KP: Co dalej? Projekt się oficjalnie zakończył. 
ED: Remont remizy trwa. Jesteśmy umówieni na jej otwarcie, na Wigilię tego roku.

KP: Szykuje się kolejna odsłona „Mobilnej kawiarenki”? 
ED: Tak jest! (śmiech)


Autor rozmowy z Elżbietą Demby:
Krzysztof Pacholak, Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”
 

1 komentarz: