Na zdjęciu Alan Hatton-Yeo (po lewej) przyjmuje nagrodę organizacji
Generations United (Pokolenia Zjednoczone) za innowacyjny programy
międzypokoleniowe. Fot. dzięki uprzejmości Generations United (www.gu.org).
Allan Hatton-Yeo
to jeden z pionierów programów międzypokoleniowych i jeden z najbardziej
cenionych ekspertów w tej tematyce na świecie. Za pracę nad łączeniem
generacji, badania naukowe i budowanie lepszych społeczności został w tym roku uhonorowany Najwyższym Orderem Imperium Brytyjskiego.
Od 1998 roku jest szefem Fundacji Beth Johnson.
To jedna z pierwszych organizacji pozarządowych, która już w 1972 roku
zajęła się odpowiadaniem na problemy i potrzeby wynikające ze zmieniającej się demografii.
Celem Fundacji jest łączenie praktycznych projektów, z badaniami i ulepszaniem
polityki społecznej. Dziś zajmuje się też promocją zdrowia wśród seniorów,
wspieraniem starszych ludzi chorych na demencję, rozwijaniem wolontariatu i
pracą międzypokoleniową.
Kariera
Hattona-Yeo spina różne pokolenia. Zanim zajął się problematyką starzenia się
społeczeństwa, Hatton-Yeo przez siedemnaście lat specjalizował się w edukacji.
Był m.in. dyrektorem college'u i głównym specjalistę ds. edukacji w
stowarzyszeniu pomocy dzieciom chorym na porażenie mózgowe Spastics Society for
England and Wales (dzisiaj organizacja nazywa się Scope). Później krótko
związał się z brytyjskim Czerwonym Krzyżem.
Dziś, oprócz
kierowaniem Fundacją Beth Johnson, Hatton Yeo jest członkiem zarządu
Międzynarodowego Konsorcjum Programów Międzypokoleniowych (International
Consortium for Intergenerational Programmes), doradcą strategicznym
Zgromadzenia Rządu Walijskiego (Welsh Assembly Government) i naukowcem
(Honorary Research Fellow) na Uniwersytecie w Keele. Współpracuje też z Centrum
Badań Międzypokoleniowych na Uniwersytecie w Pittsburghu w Stanach
Zjednoczonych i współredaguje pismo naukowe „Journal od Intergenerational
Relations.”
Sceptycy ciągle zastanawiają się, po co właściwie
inwestować w projekty międzypokoleniowe. Co im pan odpowiada?
Żadna grupa
wiekowa nie może być izolowana ze społeczności, ani tym bardziej
dyskryminowana. Tymczasem dzisiaj ciągle mamy brak równowagi pomiędzy
pokoleniami. Od dawna mówi się o tym, że zmienił się model rodziny i sposób
życia społecznego. Dziadkowie mieszkają osobno, więc wnuki nie mają z nimi
kontaktu. Nie dość, że pomiędzy jednymi i drugimi nie ma więzi, to też nie mogą
się wzajemnie od siebie uczyć. Obserwujemy to nie tylko na poziomie
pojedynczych rodzin, ale też całego społeczeństwa. W Wielkiej Brytanii w
ostatnich latach jest to bardzo widoczne. Z powodu kryzysu ekonomicznego, to
starsze pokolenie więcej pracuje, czyli ma jeszcze mniej czasu dla tych
najmłodszych. Równie zapracowane jest środkowe pokolenie, które tradycyjnie działa
jak most pomiędzy skrajnymi grupami, ale dziś nie ma czasu na to, aby wspólnie działać. Wszyscy skupiamy się na
tym, aby żyło nam się lepiej finansowo, ale zapominamy, po co to robimy.
Przyjęło się uważać, że starzy i młodzi ludzie zajmują
się bardziej konsumpcją tego, co wytworzy dla nich pokolenie środkowe, czyli
pokolenie dzisiejszych dorosłych.
To jest błąd. Rzadko kiedy tym dwóm skrajnym grupom
stwarza się szansę na to, aby też mogli dołożyć się do budowania czegoś
wartościowego, z czego skorzysta całe społeczeństwo. Projekty międzypokoleniowe
to doskonały katalizator, dzięki któremu seniorzy i młodsi ludzie mają szansę
się spotkać, poznać i zacząć tworzyć coś razem. Zyskują na tym wszyscy. Starsi
nie czują się samotni, a modzi mogą skorzystać z ich doświadczenia.
Zajmuje się pan programami wielopokoleniowymi od dwóch
dekad. Jak w tym czasie zmieniło się podejście do tego typu programów?
Na początku wiele
projektów międzypokoleniowych skupiało się na walce ze stereotypami dotyczącymi
dwóch grup – seniorów i młodzieży. W ten sposób próbowano pomóc zbudować lepsze
relacje między przedstawicielami tych pokoleń. Później dominowało podejście, że
dzięki projektom międzypokoleniowym można walczyć z tymi problemami, które
dotykają zarówno młodych jak i starych (np. samotność). W końcu zaczęto
podejście międzypokoleniowe traktować dużo szerzej, jako bardzo ważne narzędzie
do budowania lepszych społeczności.
Innymi słowy, coraz bardziej staramy się, żeby nie izolować różnych grup
wiekowych, nawet przez przypadek. Integracja różnych pokoleń powinna być
podstawowym elementem polityki społecznej. Jeśli społeczeństwo składa się ze
spolaryzowanych, zupełnie niekontaktujących się ze sobą grup wiekowych, to
przecież znak, że dzieje się coś złego. Niestety tradycyjnie przepisy i różne
działania społeczne tylko tę polaryzację pogłębiały; często nieświadomie.
Choćby dlatego, że każdą z grup wiekowych zajmował się inny urząd czy inna
organizacja. Brakowało i ciągle brakuje skupienia na współpracy
międzypokoleniowej.
Ale od niedawna w wielu krajach zmienia się przepisy tak,
żeby uwzględniały wielopokoleniowość. Tak na przykład dzieje się w Unii
Europejskiej.
To prawda, w
zeszłym roku mieliśmy unijny Rok Aktywnej Starości i Solidarności Między
Pokoleniami. Ciągle jednak daleko nam do ideału i potrzeba jest dużo więcej
pracy. Zaś do przepisów unijnych radziłbym podchodzić z dużą dozą ostrożności.
Wielopokoleniowość jest tu promowana przede wszystkim w zakresie pracy i
ekonomii. Oczywiście jest to bardzo potrzebne. Problem polega na tym, że tym
programom często brakuje kilku składników, które uczyniłyby je bardziej
skutecznymi. W Unii jest na przykład wiele funduszy na działania, których celem
jest zatrzymanie wiedzy starszych pracowników w organizacjach czy firmach, w
których pracują. Zamiast odchodzić na emeryturę, starsi specjaliści mogą na
przykład wchodzić w rolę mentorów młodszych profesjonalistów. W tej roli
sprawdzają się świetnie, a do tego – jak pokazuje wiele badań - mają szereg
zalet cennych dla pracodawców. Być może nie mają takiej mobilności jak młodzi,
ale są bardziej lojalni, rzadziej biorą
wolne i lepiej podejmują skomplikowane decyzje, do których potrzebne jest
wieloletnie doświadczenie. Tyle tylko, że aby pomiędzy tymi młodymi i starszymi
zaczęła rodzić się więź i porozumienie, nie wystarczy po prostu zamknąć ich w
jednym biurze. Badania pokazują, że konieczny jest katalizator na przykład w
postaci lidera, wspólnych projektów albo szkoleń. Inaczej zamiast
międzypokoleniowej wartości dodanej, będziemy mieć próżnię albo dwie wrogo do
siebie nastawione grupy. Z moich obserwacji wynika, że bez międzypokoleniowej
strategii w miejscach pracy często mamy do czynienia z kilkoma pokoleniami,
które zupełnie nie rozumieją swoich potrzeb. W najlepszym przypadku po prostu się
nie kontaktują. W gorszym scenariuszu, dochodzi do konfliktów.
Jak zapobiegać takim sytuacjom?
Projekty
międzypokoleniowe powinny stwarzać uczestnikom szansę do tego, aby zaczęli
rozmawiać. Gdy ludzie w różnym wieku zaczynają prowadzić dialog i przyglądać
się sobie trochę bardziej dokładnie, często okazuje się, że mają podobne
poglądy na świat, dzielą wspólne doświadczenia, czy przeżywają bliskie sobie
emocje. Nie tylko dobrze się rozumieją, ale też wiele się od siebie uczą.
Na przykład?
Jeden z ciekawych
projektów międzypokoleniowych w Wielkiej Brytanii bardzo mocną więzią połączył
młodzież i emerytów-działkowców. Wydawałoby się, że sposób spędzania wolnego
czasu tych dwóch grup nie może się bardziej różnić. Tymczasem okazało się, że
dla tych młodszych, którzy dzisiaj bardzo interesują się żywnością ekologiczną,
wskazówki z zakresu prowadzenia małych, miejskich ogródków są bezcenne. W innym
projekcie seniorki i seniorzy uczyli młodych ludzi gotować. To może wydawać się
śmieszne, ale zdolność przygotowania zdrowego, domowego posiłku w wielu
miejscach w Wielkiej Brytanii zaczęła powoli zanikać. Przez lata karmiliśmy się
gotowymi daniami, które do najlepszych dla zdrowia nie należą. Na szczęście
powróciła moda na domowe kolacje, a nawet snobizm na bardziej wyrafinowane
zdolności kulinarne. Seniorskie umiejętności w tym zakresie okazały się
niezwykle potrzebne. Młodzi zaś odkryli przed nimi świat kuchennych nowinek i
dodali trochę niekonwencjonalnych smaków. To też świetny przykład na to, że
zalety łączenia pokoleń sięgają dużo dalej niż budowanie więzi między
generacjami. Dzięki temu kulinarnemu działaniu, całej lokalnej społeczności
żyje się lepiej. I mam nadzieję, że dużo zdrowiej.
Te wszystkie projekty bazują na tradycyjnych
umiejętnościach seniorów. Jednak dzisiejsi seniorzy wcale nie są tacy
tradycyjni.
Dlatego to bardzo
ważne, aby przy planowaniu programów społecznych nie traktować dzisiejszych
starszych dorosłych stereotypowo. Ich zainteresowania i potrzeby też się
zmieniają. Jeszcze kilka lat temu dużo mówiło się o tym, że dziadkowie nie mogą
dogadać się z wnukami, bo nie wiedzą co to internet i nie potrafią korzystać z
bankomatu. Dzisiaj technicznie uzdolnionych seniorów jest coraz więcej. Są
przecież starsi blogerzy, a na lekcjach uniwersytetu trzeciego wieku studentom
dzwonią komórki. Dzisiejsi dorośli, gdy za jakiś czas zostaną starszymi
dorosłymi, ciągle będą mieć wiele innych potrzeb czy wartości niż młodzi.
Jednak barier technologicznych nie będzie już tak wiele.
Jak wykorzystać tę seniorską nowoczesność?
Jeden z
ciekawszych programów międzynarodowych, nad którym teraz pracuję, stawia na
przedsiębiorczość seniorów i młodych. Proszę się rozejrzeć dookoła. Wielu ludzi
po sześćdziesiątce, siedemdziesiątce prowadzi dziś swoje firmy. Co więcej,
wielu starszych ludzi zamiast odejść na emeryturę albo pracować długo w jednym
miejscu, odchodzi od pracodawcy i zakłada swój własny biznes. To jest dość
wyraźne zjawisko społeczne - nowość zarówno na rynku pracy jak i na naszym polu
programów społecznych. Chcemy wykorzystać ten przedsiębiorczy kapitał starszych
i połączyć go z przedsiębiorczością młodych, którzy dzisiaj też częściej niż
kiedyś wolą otworzenie start-upu* od pójścia na etat. Chcemy, żeby taki program
działał w wielu krajach. Liderzy powinni dostosowywać myślenie
międzypokoleniowe do tego, co w danym czasie jest dla społeczności ważne.
Kim są najlepsi liderzy takich projektów?
Oczywiście
potrzebne są odpowiednia wiedza i zdolności, takie jak umiejętność pracy z
ludźmi w różnym wieku, łatwość nawiązywania
i rozwijania współpracy z różnymi lokalnymi organizacjami, które tradycyjnie
zazwyczaj zajmują się jedną grupą wiekową,
czy umiejętności strategiczne stawiania jasnych celów i ich realizacji.
To wszystko bardzo ważne elementy układanki, ale z naszych badań wynika, że
najlepiej wychodzą te programy, gdy w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik.
Nazywam go „czynnikiem P” - P jak pasja.
Parę lat temu dokładnie przeanalizowaliśmy 60 projektów międzypokoleniowych. Przedsięwzięcia, które odnosiły największy sukces,
kierowane były przez ludzi ze szczerym zapałem i wiarą w misję. Oni po prostu
uwielbiają pracować z ludźmi i zwyczajnie im na tych ludziach zależy. Z pasją
wiążę się jeszcze jedna cecha dobrych liderów. Konieczny jest wysoki poziom
wewnętrznej motywacji, czyli takiej, która nie zależy od zewnętrznych bonusów
albo wysokiego poczucia obowiązku, na zasadzie, że ktoś zlecił mi zadanie, więc
je wykonam. Oczywiście lider nie może bać się ciężkiej, czasem żmudnej pracy.
Ale nasze badania pokazują, że najważniejsza jest szczera radość z tego, że
tworzy się coś, co ma ogromne znaczenie dla innych.
Czy podczas pracy z wieloma liderami projektów
międzypokoleniowych zauważył pan problemy, z którymi spotykają się najczęściej?
Myślę, że są trzy
najważniejsze bariery, z którymi spotyka się wielu ludzi zaangażowanych w
działalność międzypokoleniową. Na szczęście są też sposoby na to, aby te
wyzwania pokonać. Po pierwsze, ciągle rzadko spotyka się ludzi, którzy potrafią
zająć się dwoma skrajnymi pokoleniami. Ciągle mamy specjalistów albo od
młodzieży albo od seniorów. Są świetni w pracy z jedną grupą, ale niezbyt
rozumieją tę drugą. Dlatego liderzy projektów międzypokoleniowych muszą
poświęcić dużo czasu na szkolenia. Po drugie, przynajmniej w Wielkiej Brytanii,
mamy bardzo dużo przepisów, które kompletnie odgradzają starszych ludzi od tych
młodszych. Przez wiele lat, zamiast na współpracę międzypokoleniową stawiano
bowiem nacisk na to, aby chronić dzieci przez niestosownymi kontaktami ze
strony starszych ludzi, takich jak przemoc czy wykorzystywanie seksualne. Te
przepisy są potrzebne, ale stanowią też ogromną barierę. Liderzy projektów
międzypokoleniowych muszą chronić bezpieczeństwo swoich uczestników, ale też
nauczyć się nawigować w związanej z tym biurokracji. Trzecie wyzwanie, które
często spotykam, wiąże się z przestrzenią, w której żyjemy. Brakuje nam tak
zwanych „mixing-places,” czyli miejsc, które naturalnie łączyłyby pokolenia. We
współczesnych miastach i wioskach ścieżki młodych i starszych coraz rzadziej się
krzyżują. Idealne do tego są na przykład skwery czy parki. To naturalna
przestrzeń, gdzie seniorzy i młodzież sami, bez żadnego przymusu czy
specjalnych zaproszeń przychodzą na spacer. W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w
Polsce, tworzeniu takich przestrzeni przeszkadza pogoda. Dlatego musimy
pamiętać, aby pokoleniowo-przyjazne miejsca, atrakcyjne dla rożnych grup
wiekowych, planować i tworzyć.
Start-up – firma lub tymczasowa organizacja
stworzona w celu poszukiwania modelu
biznesowego, który gwarantowałby jej rozwój. Firmy te mają zwykle krótką
historię, są w fazie rozwojowej i aktywnie poszukują nowych rynków. (Źródło
wikipedia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz