Co Panią
skłoniło, żeby zorganizować pierwsze spotkania? Od czego to wszystko się
zaczęło?
H.S. Wyniosłam się z Warszawy i zaczęłam życie od początku. Chciałam poznać nowych ludzi, wejść w nowe środowisko. Po za tym zawsze we mnie drzemała, od najmłodszych lat, taka pasja „społecznikowska”. Sprawia mi ogromną satysfakcję kiedy widzę, że coś się zmienia. Doszłam do wniosku, że chcę coś robić. Kiedyś zajmowałam się rękodziełem i lubiłam to. W ramach budowania sobie nowego życia zaczęłam uczęszczać na różne zajęcia rękodzielnicze. Tym samym poznawać nowych ludzi . Doszłam do wniosku, że fajnie byłoby zorganizować takie spotkania wokół rękodzieła u siebie. Pierwszą osobą, którą poznałam bliżej była tutejsza bibliotekarka. Przez nią poznałam kolejną osobę leśniczynę - zaprosiłam je i parę innych osób. I tak narodziła się idea pierwszego spotkania, które przypadło na czas Zaduszek. Nie wiedziałam czy ktoś przyjdzie, czy nie.
Na to pierwsze spotkanie całą drogę do mojego domu
ozdobiłam świecami, żeby było ładnie, inaczej. Dużo nas nie było, ale był to
bardzo udany, sympatyczny wieczór. Jedna przygotowała coś o tradycji
żydowskiej, druga o Indiach.... To był wieczór, który utkwił w nas. Padła
propozycja, abyśmy się spotkały kolejny raz. Rękodzieło stało się osnową
dalszych spotkań.
Jak to się
stało, że wzięła Pani udział w programie „Seniorzy w akcji”?
H.S. Spotykałyśmy się od ośmiu miesięcy. Początkowo
korzystałam z pomocy moich warszawskich koleżanek. Jedna z nich poprowadziła
warsztaty z szycia patchworku, druga z decoupage’u. Jedna z uczestniczek
naszych spotkań słyszała o Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę” i o programie
„Seniorzy w akcji”. Postanowiłam spróbować wziąć udział w konkursie. Zajrzałam
na stronę i zobaczyłam, że wszystko jest wytłumaczone w sposób jasny i przyjazny.
Na wiosnę otrzymałam decyzję, że projekt przechodzi dalej oraz zaproszenie na
warsztaty.
Jaka jest Wasza
grupa ? Uczestniczki są w różnym wieku, z różnych środowisk, więc jak się udało
zbudować grupę mimo tych różnic?
H.S. Dziewczyny są bardzo różne, to fakt. Mam dwie „dredziary”
o wielkim sercu. Jest fryzjerka pełna pomysłów, która kończy w tej chwili
studia projektowania architektury przestrzennej, przychodzi ze swoją córką i
mamą. Jedna ze starszych pań zawsze dopieszcza nas domowym pasztetem. Druga
zawsze poraża mnie trafnością swoich spostrzeżeń. Mamy też dwie starsze
nauczycielki i jedną dziewczynę, która przychodzi również ze swoją córką i
piecze dla nas chleb na zakwasie. Dzięki temu nasze spotkania pachną domem.
Najstarsza z nas ma 65 lat, między nami jest duża różnica wieku, której nie
odczuwamy. Zacierają się granice. Nikt nie zakłada żadnych masek, jesteśmy
otwarte na nowe i na siebie. Naszą mocą jest właśnie różnorodność.
Jak osoby z
różnych środowisk dogadują się w tej grupie?
H.S. Różnice staramy się zostawić na zewnątrz. Jesteśmy tu
i teraz, w tej przestrzeni, w tej grupie osób. Nie ma lepszej lub gorszej.
Jesteśmy takie, jakie jesteśmy. Nasz projekt odwiedziły dziewczęta z sieci
Latających Animatorów Kultury. Zajęcia z nimi pokazały nam coś, o czym nie
miałyśmy pojęcia – jako grupa mamy własne reguły, według których pracujemy i
działamy. Pierwsza z nich to dobrowolność. Nie ma przymusu obecności na każdym
spotkaniu. Te, które mogą, uczestniczą. Są też panie, które odchodzą, a później
wracają. Na spotkania przychodzimy z założenia w dobrym nastroju, z otwartością
na nowe doświadczenia do naszej, bezpiecznej i już oswojonej przestrzeni. Jeśli
któraś potrzebuje wyciszenia albo wsparcia, to tutaj to dostanie. I to jest
istotne dla nas.
Jak wyglądają
Wasze spotkania?
H.S. Przed rozpoczęciem każdego spotkania mamy część
animacyjną po to, aby lepiej się poznać, poznać swoje potrzeby. Podczas
jednej z rozmów pojawił się temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne.
Poglądy bardzo się różniły. Były zwolenniczki tradycyjnego wychowania, a
jednocześnie padło zdanie: „Dlaczego nie
pozwolić parom homoseksualnym na adopcję dzieci? Jeśli dostaną tam miłość i
dom”.
Wtedy
pomyślałam, że takie rozmowy mają sens. Dzięki tym spotkaniom konfrontujemy
swój światopogląd, uczestniczki na tyle czują się bezpiecznie, że mówią co
myślą naprawdę. Każda z nas ma swoje poglądy, a tu jest przestrzeń, aby się
nimi podzielić. Ja też uczę się pokory.
Jak projekt
został przyjęty przez ludzi z okolic?
H.S. Ludzie byli zaciekawieni, ale jednocześnie się bali. Kiedy
niektóre panie pokonały swój strach przed nowym okazało się, że te spotkania są
dla nich na tyle ważne, że nie opuściły żadnego. Ogólnie jest zainteresowanie i
pozytywny ferment. Coś się dzieje.
Co sprawia
trudność w projekcie?
H.S. Dotarcie do pań z małych wiosek. Trudność sprawiało
pokonanie bariery mentalnej i całkiem przyziemnej, jak komunikacja. Drogi zimą
są trudne do pokonania, do Łapicz nie dochodzi żaden autobus. Dotarcie na
spotkanie jest wyzwaniem. Pierwotnie zakładałam, że uda się pozyskać panie
głównie z małych okolicznych wsi, ale niestety to się nie udało.
Co się wydarzy
na zakończenie projektu, czyli w czerwcu ?
H.S. Do tej pory spotkania odbywały się u mnie w domu.
Zakończeniem projektu będzie wyjście w przestrzeń Krynek – miasta koło którego
mieszkam. Chcemy spotkać się z społecznością miasteczka. Przygotowujemy
się również do Sabantui w Kruszynianach – tatarskiego święta. Na tą okazję
przygotujemy małe stoisko, gdzie pokażemy wykonane przez nas prace. Na
zakończeniu projektu planujemy zorganizować „Targ Kreatywności” w Krynkach.
Mieszkańcy będą mieli okazję wziąć udział w naszych zajęciach, popróbować swych
sił w rękodziele. Zaprosimy także Animatorki z Białegostoku, które również
biorą udział w programie „Seniorzy w akcji”. Panie z Akademii 50 Plus pokażą,
że nie tylko młodzi tańczą flamenco i taniec brzucha.
Jakie są Wasze
dalsze plany po zakończeniu projektu ?
H.S. Chcemy kontynuować działania, nauczyć się robienia
walonek – butów z filcu. Jeden z mieszkańców Krynek jeszcze to potrafi. Połączyć
tę wiedzę z nowoczesnym wzornictwem. Ruszyć z warsztatem wikliniarskim. Myślimy
też o warsztatach zielarskich. Część pań z naszej grupy ma wiedzę o
wykorzystaniu ziół we krwi. Będziemy je zbierać i suszyć. Może uda nam się szyć
i haftować torebeczki z ziołami. Cenimy ogromną wartość rękodzieła. Obserwujemy
potrzebę powrotu do tych technik. W końcu nie wszystko musi być
zautomatyzowane. Tyle rzeczy można własnoręcznie zrobić i to wcale nie jest
takie trudne. Przy tym jest jeszcze ogromna satysfakcja i radość, bo może to,
co zrobiłam jest krzywe, może nie jest ładne, ale zrobiłam to sama.
Co na obecny
moment sprawia Pani największą satysfakcję?
H.S. Chciałam spotkania z ludźmi i żeby coś się zmieniło.
I ta zmiana się dokonuje na różnych poziomach.
Hanna
Sienkiewicz - z
wykształcenia magister filologii polskiej, „kobieta wielu zawodów” (pracowała
jako nauczycielka, agentka nieruchomości), przez wiele lat uczestniczyła w
spotkaniach z Tańcami w Kręgu, angażując się w organizowanie letnich obozów.
Przeniosła się z Warszawy na wieś - obecnie prowadzi agroturystykę i
próbuje integrować mieszkańców. Wróciła też do swoich młodzieńczych pasji –
rękodzieła.
W ramach
projektu „Seniorzy w akcji” organizuje międzypokoleniowe spotkania kobiet.
Podczas warsztatów uczestniczki wymieniają się swoimi umiejętnościami z zakresu
rękodzieła. Podczas targowiska w Krynkach pokażą mieszkańcom swoje prace i
pasje.
Wspaniała inicjatywa!!! Jestem pewna, że akcja będzie się dalej rozwijać, przynosząc paniom wiele radości i satysfakcji.
OdpowiedzUsuńHaniu, gratuluję inicjatywy, muszę Cię odwiedzić, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeresa Lićwinko